Obserwuj w Google News

„W kinie kręci mnie tajemnica” – rozmowa z Dawidem Nickelem, twórcą filmu „Ostatni Komers”

8 min. czytania
18.06.2021 09:02

„Ostatni Komers” to filmowa opowieść o wchodzeniu w dorosłość i związanych z nim silnych emocjach. Produkcja zdobyła dwie nagrody podczas zeszłorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni, w tym Nagrodę Jury Młodzieżowego. O transformacyjnej roli tańca, znaczeniu reprezentacji mniejszości na ekranie oraz „niespójnej” ścieżce dźwiękowej, rozmawialiśmy z reżyserem i scenarzystą, Dawidem Nickelem.

Ostatni Komers - kadr z filmu
fot. materiały prasowe Galapagos Films

"Ostatni Komers" – rozmowa z Dawidem Nickelem, reżyserem i scenarzystą

Michał Kaczoń: Zacznijmy, po Bożemu, od tytułu. Chodzi mi nie tylko o polski tytuł: “Ostatni komers”, ale także o angielskie “Love Tasting”.

Dawid Nickel: Droga do tytułu była długa. W zasadzie to tyle razy go zmieniałem na Instagramie, że znajomi zaczęli zastanawiać się, ile ja tych filmów w zasadzie robię (śmiech). Na początku był po prostu „Komers”. Wziął się od nazwy imprezy gimnazjalnej, która leżała u podstaw całego pomysłu. Podczas wakacji w moim rodzinnym Kędzierzynie Koźlu, natrafiłem na stare zdjęcie, na którym byłem ja, moja przyjaciółka i jej chłopak. Przypomniałem sobie, że niedługo przed naszym komersem, zakochałem się w nim. Całość trwała około dwa tygodnie i miała swoje zakończenie właśnie na imprezie. Szukałem wtedy tematu i wiedziałem, że chcę, żeby to było coś osobistego. Ta historia wydała mi się interesująca. Chciałem też zrobić film o relacji, która wisi w powietrzu i jest niedopowiedziana. W filmie kręci mnie właśnie tajemnica, a nie takie dosłowne mówienie o wszystkim.

Redakcja poleca

Pierwotnie miał to być w ogóle krótki metraż, skupiony właśnie na relacji dwóch chłopaków. Finalnie okazało się, że łatwiej będzie zrobić od razu film pełnometrażowy. Dobrałem więc wątki ­– dodałem perspektywę chłopaka z tatuażem i wątek Oliwii, który zaczerpnąłem z książki Ani Cieplak „Ma być czysto”. Kiedy film powstał, nadal jako „Komers”, producentka Marta Habior, powiedziała, że nie jest on wystarczająco czytelny i zaproponowała „Love Tasting”. Uznaliśmy, że nie ma dobrego polskiego odpowiednika, bo „Smak/owanie miłości” nie wybrzmiewa odpowiednio. Finalnie dodaliśmy też „ostatni”, żeby lepiej określić o co nam chodzi i jakoś tak zaczął funkcjonować ten podwójny tytuł.

Reżyser Dawid Nickel
fot. fot. materiały prasowe Galapagos Films/Jan Wysocki

W poprzednim pytaniu celowo użyłem sformułowania “po Bożemu”, którego w zasadzie nie używam na co dzień, ale idealnie odnosi się ono do Twojego filmu, który bardzo celowo zaczynasz nie tylko pieśnią religijną, ale i pojawieniem się księdza, czy przeżegnaniem pod krzyżem. Tak naprawdę jednak nie podejmujesz tematu religii. Skąd więc pomysł, żeby właśnie takie sceny otwierały Twój film?

Chciałem, żeby film miał mocne wejście, żeby zaczynał się sceną opisową. Taką sklejką montażową, przedstawiającą bohatera. Pierwotnie miało się zaczynać od sceny, w której jest jazda kamery wśród domków jednorodzinnych i potem widzimy jak bohater tańczy hakken (rodzaj tańca do muzyki elektronicznej, przyp. red.) w garażu. Uznałem jednak, że nie znając jeszcze bohaterów i tego, kto co do kogo czuje, ta scena nie wybrzmiewa tak mocno, jak powinna. Dlatego przesunąłem ją na później, ok. 10 minuty i zacząłem szukać odpowiedniego otwarcia. Tak naprawdę te elementy wyniknęły naturalnie, z samej ekspozycji bohatera, a całość wyszła dopiero na montażu.

Ta religia miała tak naprawdę po prostu pokazywać naszą codzienność. Kościół jest w zasadzie nieobecny w tym filmie, jedynie zasygnalizowany, tak jak rodzice. On po prostu jest częścią naszej kultury, występuje jako element narzucony. Chodzimy do kościoła, bo kazali nam rodzice. Aż do chwili, gdy jesteśmy bardziej samodzielni i albo go odrzucamy albo już sami się z nim wiążemy, tym razem świadomie.

Bardzo podobał mi się motyw niesienia darów.

Tak, użyłem go celowo. Bardzo rozbawiło mnie, że dwóch facetów niesie wspólnie dary. Zwłaszcza, że geje nie mogą brać ślubu w kościele katolickim, a ta scena zwyczajnie wygląda jak ślub (śmiech).

Ostatni Komers - niesienie darów
fot.

Mam wrażenie, że początek bardzo wyraźnie zaznacza też tematy i styl, który będzie widoczny w całym filmie. Wartym odnotowania jest kwestia tańca, który ma ogromne znaczenie dla historii. Chciałem Cię więc zapytać o pomysły stojące za tymi sekwencjami.

Tak naprawdę zaczęło się od poznania Michała Sitnickiego, czyli „chłopaka z tatuażem”. Michał jest naturszczykiem, nie miał nigdy zajęć aktorskich. Sam zaś tańczy hakken. Uznaliśmy więc, że naturalnym będzie, jeśli bohater też będzie nim zafascynowany. Z tańca zrobiliśmy zaś naturalny sposób ekspresji bohatera i niejako metodę jego komunikacji. Hakken jest mocny, techniczny, można powiedzieć „drewniany”. Chciałem pokazać, jak wydarzenia w filmie zmieniają bohatera, przez co w sekwencji na komersie, właśnie dzięki ruchom na parkiecie, coraz bardziej się otwiera. Pracowaliśmy nad wszystkimi scenami tanecznymi ze świetną choreografką, Kasią Szugajew, która pomogła nam wyciągnąć emocje i prawdę z każdej sekwencji.

Dużo rozmawiałem z Michałem i to dzięki niemu do filmu trafiła też sekwencja uwodzenia przez taniec. Najpierw zrobiliśmy scenę warsztatową, a później razem z Kasią i Agnieszką (Żulewską, przyp. red.) zaczęliśmy wyciągać jeszcze więcej kobiecej energii z tańca Savage. Chcieliśmy zrobić z tej sceny rodzaj performance’u. Opowiedzieć o seksie bohaterów, ale właśnie w formie tańca.

Chciałem cię też zapytać o pewien detal, który bardzo mi się podobał i był niezwykle wiarygodny. Chodzi o to, że podczas tańca na komersie, bohater ma zamknięte oczy. Dlaczego tak ważny był dla Ciebie ten element?

To w zasadzie był element budowania tego performance’u. Jako że chcieliśmy pokazać przemianę przez taniec, ważne było, żeby stanowił on jakieś otwarcie dla bohatera. Same zamknięte oczy wynikały zaś z tego, że powiedziałem Michałowi, żeby je zamknął i wszedł w swoje wnętrze, odpłynął, myśląc o tej kobiecie, która go zraniła. Kiedy jesteśmy zakochani, to często wyobrażamy sobie daną osobę, zamykamy oczy i możemy znaleźć się w innym świecie, odlecieć. Chciałem, żeby on w ten sposób odpłynął, przeniósł się w jakieś inne miejsce.

Ostatni Komers - taniec
fot. fot. materiały prasowe Galapagos Films

Również muzyka odgrywa bardzo ważną rolę w Twoim filmie. Jej dobór jest niezwykle różnorodny i ciekawy. Chciałem Cię zapytać o decyzje stojące za poszczególnymi utworami, w tym o wspaniały pomysł rapowania „Pana Tadeusza”.

W zasadzie każdy utwór ma swoją historię. Ktoś mi złośliwie powiedział, że patrząc po samej liście utworów, nawet nie wiadomo czy to się wszystko trzyma kupy. Nie wiem, czy się trzyma, ale sądzę, że muzyka oddaje prawdę i emocje każdej sceny.

„Explosion” było w filmie od samego początku. To było bowiem coś, co przygrywało na moim komersie. Potraktowałem to nostalgicznie. Jednak fakt, że nadal leci na imprezach i wszyscy to znają, dodał całości jakiegoś smaczku.

Bellę Ćwir bardzo dobrze znam, więc jakoś naturalnie mi pasowała do tego świata. Czułem, że chcę mieć tu jej kawałek, ale sama „Klika” przyszła dopiero na montażu. Chcąc przekonać Hanię Rani, by nas wspomogła, pokazałem jej po prostu film. Bardzo jej się spodobał i chętnie zgodziła się udzielić nam swojego utworu. Rysy pojawiły się dość późno. Podoba mi się zresztą, że jest tyle polskiej muzyki w tym filmie. Poza kawałkiem, do którego tańczy Agnieszka Żulewska. Ale Ryan Karazija mieszka w Polsce (śmiech). Zależało mi też na zagranicznym kawałku gabberowym (rodzaj muzyki elektronicznej, przyp. red.) od Rotterdam Terror Corps i bałem się, że będzie trudno się do nich dostać, bo to jest znana holenderska grupa. Okazało się jednak, że są bardzo otwarci na współpracę.

Z tym „Panem Tadeuszem” jest natomiast zabawna historia. To się wzięło tak naprawdę od samego Mikołaja Matczaka, który wykonywał ten utwór na egzaminie do szkoły aktorskiej, a potem przy paru innych okazjach. Ja natomiast przed rozpoczęciem zdjęć, pojechałem z chłopakami na wyjazd na Mazury, żeby lepiej się poznać i zmyć nieprawdziwe pierwsze wrażenie, jakie Michał i Mikołaj mogli mieć o sobie. Czyli takie łatki typu: „true dresiarz z Mińska” i „grzeczny chłopiec ze szkoły aktorskiej”. No i podczas tego wyjazdu Mikołaj zarapował tego „Pana Tadeusza”, a Michałowi rzeczywiście to zaimponowało. I ta jego reakcja sprawiła, że stwierdziłem, że ta scena musi trafić do filmu.

Jeśli chodzi o wybory artystyczne, to chciałem Cię też zapytać o format zdjęć: 4:3, ciekawą paletę kolorów i w ogóle o Twoją współpracę z operatorem, Michałem Pukowcem. 

W zasadzie to format wziął się od sposobu komunikacji młodych, czyli social mediów i od Instagrama. Ten format to nie jest wprawdzie innowacyjny pomysł, ale do tej historii wydał mi się pasować idealnie. Chciałem ponadto spojrzeć na rzeczywistość małego miasta, które w polskim kinie jest raczej pokazywane jako szare, bure i brudne, i przefiltrować je przez taki filtr instagramowy. Uważam bowiem, że polskie miasteczka są bardzo ciekawe i kolorowe, i chciałem to pokazać. Ponadto zależało mi, żeby znaleźć miejsca, które istnieją, choć przypominają trochę scenografię niczym z filmu Netflixa. Jak ten basen w Jeleniej Górze.

Wspomniałeś o komunikacji przez social media. Chciałem w związku z tym zapytać cię o scenę coming outu przez Messengera. To wyjątkowo wiarygodny moment. Co sprawiło, że zdecydowałeś się właśnie w ten sposób to pokazać?

No, to akurat nie jest scena z mojego życia (śmiech). Chociaż pochodzi z życia. Mój przyjaciel kiedyś mi powiedział, że tak zrobił ­ – napisał siostrze na fejsie, że jest gejem. I mega mi się to spodobało.

W tym kontekście chciałem cię też zapytać właśnie o kwestię reprezentacji na ekranie i czy Ty jako nastolatek odnajdywałeś siebie w kinie?

Jak byłem nastolatkiem to nawet o tym nie myślałem i nieszczególnie tego szukałem. Traktowałem wtedy kino raczej jako czystą rozrywkę. Kiedy jednak zacząłem szukać w kinie czegoś więcej, to mocno zżyłem się z postacią Dawida z „Sześciu stóp pod ziemią”. Ale poza nim, w kwestii odnajdywania siebie na ekranie, nikt nie przychodzi mi do głowy. W ostatnich latach to się zresztą bardzo zmieniło.

No właśnie. Masz teraz jakieś ulubione produkcje queerowe?

Chyba nie będę oryginalny mówiąc, że „ Euforia” i „Tacy właśni jesteśmy” od HBO, bo to chyba lubi każdy. Ale tak – te dwa seriale to są piękne przykłady queerowych historii w mainstreamie i też pokazują, jak wiele się zmieniło w ostatnich latach w  kwestii reprezentacji osób LGBTQ+ na ekranie.

Redakcja poleca

Chciałem cię też zapytać o współpracę z Małgorzatą Szumowską.

A właśnie! „33 sceny z życia” to był taki film, po którym wyszedłem z kina i miałem poczucie, że to jest film o mnie. Bo ja też przeżyłem podobną historię. Mogę więc stwierdzić, że się utożsamiam. Zresztą właśnie to lubię w kinie Szumowskiej – że jest współczesnym twórcą i dotyka mniej podejmowanych tematów. Później zresztą rzeczywiście zależało mi na współpracy z Szumowską i Michałem Englertem, bo oni przecież tworzą filmy w duecie, i były to bardzo rozwojowe spotkania.

Wracając do „Ostatniego komersu” – bardzo podobało mi się, że gdy bohaterowie zaczęli się do siebie zbliżać, to zaczęli też się do siebie upodabniać. Dodatkowo miałem też poczucie, że bardzo podobnie wygląda i zachowuje się ojciec Oliwii. Czy to był celowy zabieg?

Ciekawe spostrzeżenie. W zasadzie nawet o tym nie pomyślałem (śmiech). Mówię tutaj o ojcu Oliwii, który jakoś tak naturalnie został stworzony z  tego samego klucza, jako przedstawiciel tego samego środowiska, mieszkaniec bloku. Teraz jak o tym mówisz, to wydaje mi się, że to może poniekąd być też taka droga dla jednego z bohaterów w przyszłości. Wydaje mi się, że takie sytuacje się zdarzają. Masz 20 lat, czujesz, że masz całe życie przed sobą i nagle zostajesz ojcem. A potem masz te 35 lat i jesteś ojcem nastolatki. Wydaje Ci się, że sam już dorosłeś, ale tak naprawdę to wciąż przeżywasz swoją młodość i jesteś równie zagubiony.

Redakcja poleca

Dotarło do mnie, że finalnie Twój film zadebiutuje w połowie czerwca, czyli tzw. Miesiąca Dumy, na dodatek w przededniu Parady Równości. Chciałem zapytać jak to odbierasz i czy to celowa decyzja czy raczej przypadek?

Przypadki to jest bardzo duża część mojego życia (śmiech). Tak więc to jest akurat przypadek, ale uważam, że bardzo udany. Zwłaszcza, że ja jestem blisko związany i z Paradą, i z marszami równości w ogóle. Wielokrotnie grałem na oficjalnych afterach po Paradzie, dwa razy nawet na platformie. Planujemy też jakieś wspólne wydarzenie wokół premiery. Jestem zresztą bardzo ciekawy jak społeczność LGBTQ+ odbierze ten film. Zwłaszcza, że choć nie jest to film dokumentalny, to włożyłem w niego dużo prawdy z własnego życia.

„Ostatni komers” wchodzi do kin 18 czerwca.

Czytaj także:  Co obejrzeć w tym tygodniu? Najciekawsze filmowe i serialowe premiery [14.06-20.06]

RadioZET.pl