slot: premiumboard
slot: topscroll
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

Przeżyła horror na emigracji. W domu Eli z „Sanatorium” powiesił się człowiek

6 min. czytania
11.06.2024 09:05

Elżbieta Urbaniak z 6. edycji „Sanatorium miłości” w przeszłości zmagała się z potwornie trudną sytuacją życiową. Kobieta musiała wyjechać do USA, aby móc utrzymać rodzinę. Z córkami nie widziała się 12 lat. W rozmowie z RadiemZET.pl Ela ujawniła, co przeżyła za oceanem. To historia mrożąca krew w żyłach.

Elżbieta Urbaniak
fot. "Sanatorium miłości" TVP
slot: billboard
slot: billboard

Elżbieta z „ Sanatorium miłości” w rozmowie z RadioZET.pl. Opowiedziała o tym, co spotkało ją w USA

Elżbieta Urbaniak z „Sanatorium miłości” nie miała łatwego życia. W przeszłości kobieta zmagała się z potwornie trudną sytuacją finansową. Kobieta przegrała sprawę z firmą, która popełniła błąd podczas montowania ogrzewania w jej nowym domu. Przez to Elżbieta popadła w długi, a komornik ściągał z jej konta każdą złotówkę. Kobieta postanowiła ratować sytuację wyjazdem zarobkowym do USA. W Polsce musiała zostawić swoje córki, które zajmowały się sobą wzajemnie. Starsza miała wtedy 23 lata, młodsza niespełna 18 lat. Elżbieta nie widziała się z nimi przez 12 lat. Do kraju wróciła dopiero w 2019 roku.

Redakcja poleca

Historia Eli nie ma w sobie wiele z amerykańskiego snu. Kobieta początkowo nie znała języka i doświadczyła w USA ogromnej biedy. Mieszkała w basementach – piwnicach, które przerabiano na mieszkania. Podejmowała się różnych prac, aby móc spłacić długi i utrzymać rodzinę. Wtedy jednak dotknęła ją ogromna tragedia. Pod nieobecność Eli komornik sprzedał jej budynek biznesowy, który wynajmowała firmie z Rybnika. Biznes kobiety upadł, gdy do spłaty zostało jej jedynie 13 tys. złotych. Elżbieta opowiedziała o swojej trudnej przeszłości w rozmowie z RadiemZET.pl.

– Za granicą różne są to kawałki chleba. Żadna praca nie hańbi. Moja pierwsza taka poważniejsza praca zaczęła się wtedy, gdy dostałam dwudniowe dziecko do opieki. Dwa dni miał tylko ten chłopczyk i rodzice mi go po prostu przynieśli na wieczór. On urodził się we wtorek, a w czwartek na wieczór przynieśli mi go do sypialni i położyli go na łóżku. Ja nie umiałam wtedy angielskiego. Ojciec tego chłopca dał mi pampersa i powiedział, że mam go przebrać. Ja go przebrałam, a on mi wtedy powiedział: „Jest okej, on jest twój”. Po prostu zostawili mi go. Z tym dzieckiem byłam niecały rok. Później niestety przez moją rodzinę musiałam opuścić Milwaukee. Przeprowadziłam się do Chicago i byłam opiekunką osób starszych, ale sprzątałam też domki. Chociaż domek to jest takie powiedzenie względne, bo na nasze to tak minimum 400 metrów albo więcej – opowiadała nam Ela.

– Później dostałam pracę u greckiej rodziny, u której pracowałam 6,5 roku. Byłam jak najlepszym domownikiem, rodziną. Tę kobietę mi zostawiono i byłyśmy tylko my obie. Miałyśmy wspaniały czas – wyjazdy, spacery, lunche. To była praca z osobą chodzącą, która potrzebowała opieki. Taka praca jest bardzo fajna w Stanach, nie można narzekać. Nie brałam osób leżących ze względu na mój kręgosłup. Starałam się nie dźwigać nikogo – kontynuowała.

Pobyt w Ameryce srodze doświadczył Elżbietę. Uczestniczka „Sanatorium miłości” miała bardzo niepewną sytuację mieszkaniową. Wielokrotnie musiała zmieniać miejsce zamieszkania, a pewnego roku powódź zniszczyła cały jej dobytek.

Redakcja poleca

Ela z „Sanatorium miłości” oszukana na emigracji. W jej domu rozegrał się dramat

Na swojej drodze spotykała różnych ludzi – również takich, którzy potrafili interesownie odwrócić się od własnych bliskich. Ela opowiedziała nam o mężczyźnie, który był poprzednim lokatorem jednego z jej mieszkań. Człowiek ten wynajmował basement od swojej rodziny, ale nie miał pieniędzy na zapłatę czynszu. Bliscy zamknęli mu drzwi przed nosem, a on w desperacji powiesił się na werandzie. Elżbiecie o niczym jednak nie powiedziano. O wszystkim dowiedziała się dopiero od sąsiadki.

– Jak się wyprowadziłam z Milwaukee, to miałam taki czas, że tu mieszkałam, tam mieszkałam, tu mi nie było dobrze, tam mi było źle. Tak zmieniałam miejsce zamieszkania. Raz poszłam mieszkać do basementu u młodego górala. Niestety przyszły powodzie i zalało cały ten basement. Zniszczyło mi wszystko, musiałam się wyprowadzić. Potem wyprowadziłam się znowu do basementu – niby do lepszego. Później okazało się to okropnym przeżyciem. Nie mogłam się odnaleźć w tym domu, nie mogłam w ogóle spać. Spałam na klęczkach na kanapie zwinięta. Nie mogłam po prostu. Ciągle mi coś przeszkadzało. W sypialni w ogóle nie spałam. Pewnego dnia sąsiadka (Polka) przez płot powiedziała mi: „Ela, a oni ci powiedzieli, że w tej piwnicy powiesił się facet?”. A ja mówię: „Słucham?” – relacjonowała nam Elżbieta.

– To była kwestia tygodnia. Musiałam się stamtąd wyprowadzić. Nikt mi tego nie powiedział, a widocznie duch tego człowieka tam został. Te powodzie były na tym pierwszym mieszkaniu luty-marzec, a już w kwietniu mieszkałam w tym nowym miejscu. Ten człowiek powiesił się w lutym. I to był człowiek z ich rodziny, który nie zapłacił im czynszu i zamknęli mu drzwi przed nosem. Powiesił im się na porczu [tłum. werandzie – red.]. Niestety tacy są Polacy w Stanach też. Rodzina tego człowieka – mówiła Ela.

Przeprowadzka do nowego miejsca nie zakończyła jednak wszystkich problemów Elżbiety. Niedługo później w życiu Eli pojawił się człowiek, który zaczął ją nękać. Kobieta znów zmuszona była do przeprowadzki. – Zaczął mi drogę zagradzać, zaczął do mnie insynuacje takie nieprzyjemne, jakieś resztki zupy mi swojej podstawiał. Źle się czułam i po dwóch tygodniach się stamtąd wyprowadziłam – ujawniła w rozmowie z RadiemZET.pl.

Redakcja poleca

Elżbieta z „Sanatorium miłości” poznała w USA kobietę, która jej pomogła. Tak brzmi ich historia

Doświadczona życiem Elżbieta poznała wtedy niejaką Alicję. To właśnie ona postanowiła bezinteresownie pomóc Eli. Kobieta dała Elżbiecie dach nad głową, kupiła jej samochód i załatwiła dobrą pracę. Panie poznały się dzięki ogłoszeniu w gazecie.

– Ona dała ogłoszenie, że ma pokój. Jak ja zadzwoniłam i zapytałam, jak daleko jest Melrose, jak ja na Peterson, to zaproponowała, że po mnie przyjedzie. Powiedziałam: „Nie, nie niech pani po mnie nie przyjeżdża. Ja wyjdę”. A ona mówi: „Ale co się stało?”. Spotkałyśmy się na stacji i ona jednak przyjechała po mnie. Ja jej mówiłam, że mam taką sytuację, że rodzina mnie prześladuje, że tu z tymi mieszkaniami – z jednym, z drugim, z trzecim. Ten człowiek, od którego odchodziłam, przewoził mnie jeszcze z tego ostatniego mieszkania i jakieś wywiady prywatne przeprowadzał na mój temat – relacjonowała nam Elżbieta.

– Ona wzięła mnie do siebie i ja pooglądałam pokój. Zeszłyśmy na dół i powiedziała do mnie tak: „Elżbieta, tobie należy pomóc, a nie straszyć cię. Przyjdziesz do mnie mieszkać? Ja ci pomogę”. Ja po prostu oniemiałam. Nie wierzyłam, że są jeszcze tacy ludzie. Wtedy na powrót do Polski jeszcze nie miałam szans, bo po prostu byłam golas – jeszcze nie pospłacałam innych rzeczy w Polsce. Przyszłam do niej, a ona za dwa dni załatwiła mi pracę u Helen, u której pracowałam 6,5 roku. Helen postawiła wtedy warunek, że ja muszę mieć samochód, a ja się wystraszyłam. Alicja powiedziała, że ja będę miała ten samochód, że nie ma problemu. Kupiła mi samochód i miałam już o tyle łatwiej, że u niej mieszkałam, i samochód miałam, i dojeżdżałam do pracy samochodem – opowiadała.

Elżbieta mieszkała u Alicji przez 1,5 roku. Kolejno spłacała wszystkie długi, jakie wobec niej miała. Dzięki pomocy Alicji sytuacja Eli znacznie się poprawiła. Nasza rozmówczyni mogła wówczas pozwolić sobie na wynajęcie własnego mieszkania. Panie do dziś mają ze sobą dobry kontakt. – W Ameryce mam naprawdę dużo dobrych znajomych. Ludzi, którzy dzwonią i piszą, a jak mi coś potrzeba to przysyłają paczki – przyznała nam Elżbieta.

Redakcja poleca

Elżbieta z „Sanatorium miłości” nie mogła odnaleźć się w Polsce

Elżbieta Urbaniak wróciła do Polski dopiero w maju 2019 roku. To jednak okazało się dla niej kolejnym trudnym wyzwaniem. Niska emerytura i inne realia bardzo dały się Eli we znaki. Uczestniczka 6. edycji „Sanatorium miłości” musiała na nowo nauczyć się żyć w ojczyźnie.

– Ja sobie nie zdawałam sprawy, że może być tak trudno. Wiedziałam, że w Polsce nie jest kolorowo i że nie jest tak, jak w Stanach. Tam pracować trzeba – żeby mieć, trzeba pracować. Jak się pracuje, to ma się na wszystko. W Polsce to powiem tak szczerze, że może dopiero od roku nauczyłam się żyć. Na zasadzie tej, że emerytura w Polsce dla takiej osoby jak ja jest bardzo skromna. Nie wystarcza na wszystko i trzeba sobie odliczać. Nie można sobie pozwolić, że tu mi się zachce w górach czy na mazurach. To nie dla samotnej kobiety – przyznała.

Źródło: Radio ZET

Nie przegap
slot: leaderboard_pod_art