0
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

Krzysztof Daukszewicz nie wróci do „Szkła kontaktowego”. Podał powody decyzji

3 min. czytania
16.06.2023 14:13

Krzysztof Daukszewicz w połowie maja zaliczył wpadkę w „Szkle kontaktowym”. Satyryk obraził Piotra Jaconia i przestał pojawiać się w programie TVN24. Jeszcze niedawno słowa Daukszewicza sugerowały, że za jakiś czas być może wróci na antenę. Teraz wydał oświadczenie i wytłumaczył powody swojego odejścia.

Krzysztof Daukszewicz
fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER/East News

Krzysztof Daukszewicz po wpadce w „Szkle kontaktowym” stwierdził na wizji, że „chyba pie*dolnął głupotę”. Zrobił to po słowach „A jakiej płci on dzisiaj jest?” wypowiedzianych w momencie, gdy łączono się z Piotrem Jaconiem, który jest rodzicem transpłciowego dziecka. Na dziennikarza wylała się fala hejtu, a stacja TVN24 oficjalnie przeprosiła. Teraz okazuje się, że już nie zobaczymy Krzysztofa Daukszewicza przed kamerami TVN.

Zobacz także:  TVP wytyka TVN atak na Piotra Jaconia. „Korowód hipokrytów”

Krzysztof Daukszewicz nie wraca do „Szkła kontaktowego”

Jeszcze nie tak dawno satyryk mówił, że jest dobrej myśli i sądzi, że wróci do TVN. Jednak już kilka dni później, 16 czerwca, na facebookowym profilu Daukszewicza pojawiło się oświadczenie. Podziękował za wsparcie swoim współpracownikom.

- Tą drogą chciałem powiedzieć wszystkim, którzy czekają na mój powrót do „Szkła kontaktowego”, że postanowiłem nie wrócić. Doceniam rękę wyciągniętą do mnie przez TVN, dziękuję Tomkowi Sianeckiemu i moim Kolegom za wsparcie, ale uważam, że po tym, co przeżyłem ja i moja rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo – zaczął Krzysztof Daukszewicz na Facebooku.

W obszernym poście satyryk opisywał, co działo się po wpadce w „Szkle kontaktowym”. Wspomina, że zaczęto nazywać go homofobem i transfobem, chociaż jest autorem piosenki „Ballada o wyklętych kredkach” traktującej o obronie LGBT. Wyznał, że to właśnie osoby z tej społeczności pierwsze go wsparły.

Satyryk przytacza, że potem, chcąc nie chcąc, zrobiono z niego „oligarchę”, ponieważ pisano, że jest właścicielem kilku jezior, a od wędkarzy pobiera horrendalne opłaty. Wypowiedzi na ten temat zostały wymyślone. Krzysztof Daukszewicz wyliczał koleje zarzuty – np. te, że miał wyśmiewać katastrofę smoleńską.

- Zarzucano mi, że zażartowałem z Piotra Jaconia mówiąc: „jaką on ma dzisiaj płeć”, a ja trawestowałem słowa Kaczyńskiego. To była gafa, za którą od razu przeprosiłem. Nie miałem złych intencji. Piotr Jacoń nie uznał, jak mówił, „pokątnych” przeprosin, ale jak miałem to zrobić? Poszedłem po programie i przeprosiłem. Później, gdy dzwonił do mnie, szybko okazało się, że nie dzwoni, by zażegnać konflikt, tylko napisać na internecie następny manifest. I mam niestety nieodparte wrażenie, że sam się na swój krzyż wdrapał, bo nikt go tam nie powiesił. A już na pewno nie ja, ani moja rodzina, która nie może się pozbierać po hejcie, na który nas skazał. I mam także nieodparte wrażenie, że z ofiary zamienił się dość szybko w kata, i że ma to gdzieś. Jeśli tak ma przebiegać nauka tolerancji, to ja w czymś takim nie zamierzam uczestniczyć – tłumaczył Krzysztof Daukszewicz.

Redakcja poleca

Na sam koniec satyryk zaznaczył, że nie zawiódł się na swoich fanach oraz widzach. Otrzymywał wsparcie na każdym kroku - czy to w sklepie, czy w urzędzie. Ludzie przesyłali mu dobrą energię, a nawet prezenty.

- Podchodziliście nie dlatego, że jesteście transfobami, tylko dlatego, że uważaliście, że nam się zwyczajnie aż tyle złego nie należało – dziękował.

Galeria
9 Zobacz galerię
fot. EAST NEWS