Obserwuj w Google News

"Otwórz oczy": recenzujemy nowy polski serial Netflixa

3 min. czytania
26.08.2021 23:10

"Otwórz oczy" to kolejna rodzima produkcja, która powstała na potrzeby platformy Netflix. Czy ekranizacja powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk dorównuje hitom pokroju "Stranger Things" i "Dark"? My już widzieliśmy i oceniamy.

Krzysztof Wiktor/ materiały prasowe Netflix
fot. Krzysztof Wiktor/ materiały prasowe Netflix

Ktoś kiedyś powiedział, że każdy z nas jest ni mniej, ni więcej jak sumą chwil, które kiedykolwiek przeżyliśmy ze wszystkim znanymi nam osobami. Co jednak, jeśli pewnego dnia obudzimy się w nieznanym nam miejscu, a zamiast wspomnień w naszej głowie zionąć będzie czarna dziura, lub co gorsza - pozostaną zaledwie ich niemożliwe do uporządkowania fragmenty? W takiej właśnie sytuacji znalazła się Julia - główna bohaterka najnowszego serialu Netflixa.

Po  "1983", "W głębi lasu" i "Sexify" nadszedł czas na kolejną rodzimą produkcję zrealizowaną na potrzeby giganta streamingowego.  "Otwórz oczy" stanowi adaptację powieści "Druga Szansa" autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk i jest serialem znacznie odważniejszym od swoich poprzedników. Twórcy sięgnęli bowiem po mariaż gatunków, który dotąd kojarzył się raczej z zachodnią kinematografią, zwłaszcza na płaszczyźnie seriali. Mamy tu bowiem do czynienia z połączeniem  science-fiction, thrillera psychologicznego i kina young adult. Zatem, czy eksperyment zakończył się powodzeniem i doczekaliśmy się polskiej odpowiedzi na "Stranger Things"? I tak, i nie. 

„Otwórz oczy“: zwiastun nowego polskiego serialu Netflixa [WIDEO]

"Otwórz oczy": recenzja polskiego serialu Netflixa

Julia to uzdolniona muzycznie nastolatka, którą życie potraktowało w sposób nader okrutny. Jej rodzice zginęli w pożarze, a ona sama straciła pamięć (a przynajmniej jej znaczną część) i trafiła do ośrodka Druga Szansa - placówki specjalizującej się w leczeniu amnezji u młodzieży. To od innych pensjonariuszy (i przemawiającego beznamiętnym głosem narratora, przywodzącego na myśl upiorną wersję Wielkiego Brata) dziewczyna dowiaduje się, co właściwie ją spotkało oraz na jakich zasadach funkcjonuje ośrodek. Niestety, miejsce, które na pozór ma pomagać młodym ludziom, szybko przeistacza się w śmiertelną pułapkę, w której nic (i nikt) nie jest tym, czym się wydaje.

Krzysztof Wiktor/ materiały prasowe Netflix
fot. Krzysztof Wiktor/ materiały prasowe Netflix

Punkt wyjścia dla fabuły nie jest zbyt wyszukany, ani oryginalny. Takich produkcji widzieliśmy już dziesiątki, jednak trudno uznać to za wadę. "Otwórz oczy" nie sili się bowiem na bycie tworem nowatorskim. Jest swojego rodzaju wariacją na dobrze znany nam temat, a sama historia - choć oklepana - naprawdę wciąga. Twórcy umiejętnie dawkują napięcie, które w finałowych odcinkach sięga zenitu. Choć nie obyło się bez klisz i pójść na skróty, niektóre twisty fabularne robią pozytywne wrażenie, a samo zwieńczenie opowieści można uznać za satysfakcjonujące

Tym, co przede wszystkim rzuciło mi się w oczy podczas seansu, jest fakt, że "Otwórz oczy" nie sili się na przysłowiową hamerykańskość, która doskwiera zatrważającej ilości produkcji z naszego podwórka. Serial czerpie pełnymi garściami z gatunkowego dorobku, robi to jednak w umiejętny, wyważony sposób. Znalazło się miejsce na nawiązania do wspomnianego "Stranger Things",  "Dark", "The End of the F***ing World", czy bardziej kultowych produkcji, jak "Lot nad kukułczym gniazdem", czy "Przerwana lekcja muzyki". Przyjmuje to jednak formę swojego rodzaju hołdu, metatekstualności i zwyczajnego "puszczenia oczka" do widza, nie wywołując wrażenia taniej podróbki zagranicznych produkcji. 

Redakcja poleca

"Otwórz oczy", czyli ciekawa historia z fajnym klimatem i drewnianym aktorstwem

Jak już wspomniałam, ogromną siłą "Otwórz oczy" jest historia, która naprawdę angażuje widza i sprawia, że ten serial zwyczajnie chce się oglądać. Na plus działa również klimat, zdjęcia i scenografia, czego niestety nie można powiedzieć o obsadzie. Abstrahując już od tego, że z wyjątkiem Adama i diabolicznej Zofii bohaterowie są dość płascy, jednowymiarowi i chwilami wręcz irytujący, największą bolączką produkcji jest aktorstwo, które miejscami sięga poziomu polsatowskich paradokumentów. Nie wymagam wiele i wiem, że mamy tu do czynienia głównie z początkującymi, lub nawet debiutującymi aktorami. Sęk jednak w tym, że to właśnie ich braki warsztatowe niejednokrotnie psują dramaturgię kluczowych scen, przez co opowieść traci na realizmie i bardziej niż serial Netflixa, przypomina teatr telewizji (lub jeden z odcinków "Dlaczego ja?"). 

Krzysztof Wiktor/ materiały prasowe Netflix
fot.

"Otwórz oczy" nie wywróci wam życia do góry nogami i nie wniesie do niego wiele nowego. Idealnie sprawdzi się jednak w roli guilty pleasure, które skutecznie umili wam wieczór. Nie jest to hit na miarę "Stranger Things", a od ambicji "Dark" dzielą go lata świetlne. Myślę jednak, że nie było to wcale celem twórców. Serial Anny Jadowskiej i Adriana Panka jest dobry w tym, czym jest. A jest niezobowiązującą rozrywką i dowodem na to, że polskie kino otwiera się na gatunki inne, niż kryminały i komedie romantyczne, których mam już szczerze dość. Zatem, dzięki Netflix i czekam na 2. sezon.  

Ocena: 7/10

Najlepsze seriale Netflixa. 10 produkcji zasługujących na wyróżnienie - wybór redakcji