Obserwuj w Google News

Nie płaczę na "Królu Lwie", a wzruszył mnie Quebonafide. Raper pożegnał fanów w Warszawie [RELACJA]

3 min. czytania
09.05.2022 15:59

Quebonafide zagrał ostatnie dwa koncerty na warszawskim Torwarze. Raper pożegnał się z fanami z typowym dla siebie rozmachem i przytupem. Czym tym razem zaskoczył fanów? 

Quebonafide
fot. PAWEL SKRABA/REPORTER

Każdy z nas szuka w muzyce płynącej ze słuchawek czy w tej słuchanej na żywo różnych elementów. Dla niektórych najbardziej liczą się perfekcyjnie zagrane nuty, dla innych szczerość artysty, a jeszcze inni stwierdzą, że clue to przekaz, z którym będą się utożsamiali. Dla mnie zawsze najważniejsze są emocje, wolę wyjść z koncertu zła, niezadowolona, poirytowana niż obojętna. Quebonafide żegnając się z warszawską publicznością na Torwarze, zafundował fanom emocjonalny rollercoaster i na pewno zrobił wrażenie nawet na największych koncertowych wyjadaczach.

Quebonafide po raz ostatni zagrał na warszawskim Torwarze

Gdy przeczytałam, że pożegnalna trasa Quebonafide będzie reżyserowana przez Grzegorza Jarzynę odpowiedzialnego za realizację "Innych ludzi" Masłowskiej, pomyślałam - grubo. I owszem, było grubo. Zdarzało mi się uczestniczyć w koncertach, w których otoczka ma ogromne znaczenie i jest nieodłączną częścią grania. Widziałam na żywo istny rockowy cyrk fundowany przez KISS, muzyczną mszę Batushki, imponującą oprawę koncertową Iron Maiden czy Kinga Diamonda lub opanowaną do perfekcji próbę przeniesienia nas do odmętów piekieł przez Behemotha. Jednak to, co dzieje się na pożegnalnej trasie Quebo, trudno porównać z czymkolwiek innym.

Redakcja poleca

Nie chciałabym psuć zabawy tym, którzy koncerty obejmujące trasę Psycho Relations mają jeszcze przed sobą. Okazuje się bowiem, że rapowy występ również można zaspoilerować. Dlatego zasygnalizuję tylko, że powiedzieć, iż to wydarzenie było dobrze zrealizowane i zaplanowane, to jak nic nie powiedzieć. Pożegnalny koncert Quebo na Torwarze był doświadczeniem łączącym ze sobą kilka przenikających się sztuk wizualnych, których świadomość w wykorzystaniu była naprawdę imponująca.

Doprowadziła nawet do tego, że muszę publicznie przyznać, że nie płakałam na "Królu Lwie”, gdy umierał Mufasa, a wzruszył mnie Kuba Grabowski. Ta żonglerka silnymi, skrajnymi emocjami, które są tak szczere lub tak świetnie odegrane, to przeżycia, dla których od lat chodzę na koncerty.

Quebonafide zagrał koncert w Warszawie [RELACJA]

Quebo jest artystą różnorodnym i trudnym dla mnie do rozgryzienia. To człowiek sprawiający na scenie wrażenie pewnego siebie i świadomego niekwestionowanych umiejętności czy charyzmy. Z drugiej strony w jego muzyce, można doszukać się zagubienia i niepokoju. Być może to on jest powodem, dla którego Kuba chowa się za swoimi pseudonimami, projektami, maskami i kolejnymi wcieleniami, których nie brakowało również na koncercie. Występem nie zawiódł się na pewno nikt, kto chciał spektakularnego show oraz wielu gości na scenie. Jednak nawet ten element koncertu został wprowadzony w sposób nieoczywisty, metaforyczny i nietypowy.

Występ rapera to nie tylko świetne show, ale też doskonała metafora wewnętrznej walki, która mam wrażenie, u Kuby przybiera już częściej tylko nieagresywną formę dialogu samego ze sobą. A jeśli nie - to tego mu życzę. 

Artysta pożegnał na Torwarze Quebonafide, ale obiecał w zapowiedziach koncertów, że nie rezygnuje ze swojej kariery muzycznej i wróci do grania już wkrótce. W Warszawie raper zaprezentował nowe numery, które mogą być zarówno kropką nad "i" w istnieniu Quebo jak i zapowiedzią kolejnego projektu Grabowskiego. Stylistycznie Kuba pozostaje w nich sobą, czyli trudnym do zaszufladkowania, różnorodnym artystą. W nowych kawałkach nie brakuje nostalgii, refleksji i przejmujących wersów, jak i dużego dystansu do siebie, ogromu poczucia humoru i ironii oraz melodii, które wkrótce mogą mieć szansę stać się hitami do czilowania w wielkomiejskich beach barach.

Co do reszty seta, mam wrażenie, że kawałki zostały dobrane na ten wyjątkowy wieczór idealnie. To dobry ruch ze strony Quebo, że nie przekombinował tak ważnego elementu koncertu i zaserwował fanom przekrój swojej twórczości, nie broniąc się przed graniem największych hitów. Najmocniejszy punkt występu? Zdecydowanie "Madagaskar" i sposób "wprowadzenia" kawałka na scenę. Energia z tego utworu i tłumu skaczących w jego rytm ludzi, mogłaby zasilić niejedno sąsiadujące z Torwarem osiedle. Z kolei zwrotki Bedoesa w numerze "8 kobiet" na żywo to niezwykle przejmujący obraz rozpaczy. Słuchanie tych kilku wersów pod sceną sprawia, że sami chcemy rwać włosy z głowy, zginać się w pół i wykrzyczeć swój ból i każdą napotkaną w życiu niesprawiedliwość.

Quebo chciał zarazić rapem swoją ukochaną, nie wiem, na ile mu się to udało. Wiem jednak, że mnie ostatecznie zaraził swoim i to na amen.