Dorota Szelągowska o poprawności politycznej. „To jest czysta hipokryzja”
Dorota Szelągowska przyjrzała się temu, jak wygląda poprawność polityczna w dzisiejszym świecie. Według niej ludzie przestali nazywać pewne rzeczy po imieniu, przez co udają, że nie widzą wyjątkowych cech danej osoby.
Dorota Szelągowska to prezenterka znana z programów wnętrzarskich na antenie TVN. Obecnie zasiada w jury show „Masterchef Nastolatki”. Córka Katarzyny Grocholi pisze również felietony na łamach „Wysokich Obcasów”. W ostatnim z nich podzieliła się przemyśleniami dotyczącymi poprawności politycznej. Czy tym sposobem Dorota Szelągowska wbiła kij w mrowisko? A może ma rację?
Dorota Szelągowska nie przebiera w słowach o byciu poprawnym politycznie
W najnowszym wydaniu „Wysokich Obcasów” można przeczytać felieton Doroty Szelągowskiej. Prezenterka TVN zaczęła takimi słowami: „Odnoszę ostatnio wrażenie, że rzeczy, wydawać by się mogło, najprostsze budzą skrajne emocje. Staramy się być ultrapoprawni i gubimy umiejętność nazywania rzeczy po imieniu”.
Dorota Szelągowska podkreśliła, że każdy człowiek jest zupełnie inny. „Jesteśmy różni. Ładni, brzydcy, mądrzy, głupi, czarni, beżowi i całkiem biali” – napisała na łamach „Wysokich Obcasów”.
Jurorka „Masterchef Nastolatki” zauważyła, że ludzie nie mówią o widocznych śladach na ciele danej osoby, bo nie chcą jej urazić. Jej zdaniem to jest przykład hipokryzji.
„Ludzie mają blizny, ubytki w swojej cielesności, cierpią na choroby, które widać gołym okiem. (…) I najgorsze, co możemy im, czyli sobie samym zrobić, to postrzegać tę feerię barwnych cech jako jedną masę. Udawać, że nie widzimy. Bo to jest czysta hipokryzja” – czytamy w felietonie Szelągowskiej.
Dorota Szelągowska wbija kij w mrowisko?
Prezenterka TVN wypunktowała, że poprawność polityczna to wyraz empatii, ale też umiejętność zobaczenia człowieka w drugiej osobie.
„Zapędziliśmy się, mili państwo, gubiąc granicę między logiką a uważnością na drugiego człowieka. Bo czyż nie o brak ranienia innych chodzi w szeroko rozumianej poprawności? Czy nie o to, żeby widzieć człowieka pod tymi wszystkimi cechami zewnętrznymi?” – pytała retorycznie.
Dorota Szelągowska uważa, że nie można przymykać oczu na to, co się dzieje dookoła nas. „To naprawdę nie oznacza, że mamy zamknąć oczy, żeby coś zobaczyć. A to właśnie świat usiłuje nam wmówić, a przynajmniej takie mam wrażenie. Wydaje mi się, że clue akceptacji siebie i innych to właśnie brak zakłamywania rzeczywistości” – napisała w felietonie.
Córka Katarzyny Grocholi podała na swoim przykładzie, że można mieć coś okropnego w swoim wyglądzie, ale to wyjątkowa cecha danej osoby. „Moje rozstępy na brzuchu są obiektywnie okropne, ale są moje. Nie wmawiam sobie, że to »pręgi tygrysa«. Są moje i naprawdę je akceptuję. Staram się patrzeć na siebie tak, jak patrzę na ukochane osoby, swoje dzieci, partnera, przyjaciół. U nich nie przeszkadzają mi wady, choć je przecież widzę” – spuentowała Dorota Szelągowska.