Obserwuj w Google News

Zespół Maroon 5 wystąpił w Polsce. Relacja z koncertu w Krakowie

Piotr Krajewski
3 min. czytania
07.06.2019 15:40

O Adamie Levine i spółce w postaci reszty grupy Maroon 5 powiedziało się oraz napisało już chyba wszystko. Nieprzypadkowo są nazywani jedną z najbardziej pożądanych pop-rockowych grup na świecie, bo niemal każdy ich singiel okazuje się mega przebojem. W czwartek zawitali do Krakowa, zagrali koncert, który wypełnił Tauron Arenę po brzegi i… no właśnie. Ale od początku.

Maroon 5 wystąpił w Polsce relacja z koncertu w Krakowie
fot. AFP/EAST NEWS

Amerykanie powrócili do naszego kraju po niemal dokładnie trzech latach. Tym razem w ramach trasy koncertowej „Red Pill Blues”. W czerwcu 2016 roku ich koncert spotkał się z ogromnym entuzjazmem – po pierwsze dlatego, że panowie zagrali wówczas w Polsce po raz pierwszy, a po drugie, że „hype” na nich był w szczytowym chyba punkcie. Wczorajsze oczekiwania fanów były jeszcze większe zważając na to, że w międzyczasie panowie dorobili się jeszcze kilku potężnych hitów.

Krakowski koncert można zrelacjonować na kilka sposobów. Pod względem muzycznym i doboru repertuaru zgadzało się w zasadzie wszystko – panowie dokładnie wiedzieli co sprawdzi się koncertowo. Wybrali wszystkie największe przeboje z wydanych dotąd płyt. Nie zabrakło więc klasyków w postaci „This Love”, „She Will Be Loved” (singla zagranego wyłącznie z gitarą), po dobrze znane „Payphone”, „Animals”, „Moves Like Jagger”, „Sugar” i oczywiście najnowsze przeboje w tym „Cold” i „Girls Like You”. I tutaj trzeba oddać cesarzowi co cesarskie – Adam Levine pomimo kilku wpadek z dźwiękiem na żywo wypada dobrze. Z ciekawością czekało się na jego falsetowe partie wokalne, które wyśpiewał z lekkością. 18 utworów wybrzmiało konkretnie, zachwycały popisy gitarowe Levine’a i kolegów, a całość dopełniały wizualizacje na ogromnym telebimie, które współgrały z muzycznymi wyczynami Amerykanów. Grało to wszystko na tyle spójnie, że… koncert wydał się wyjątkowo krótki. Pomimo pokaźnej listy przebojów panowie nie przewidzieli przerw po każdej z piosenek, a wprowadzili połączenia utworów, które mogły zaskoczyć. Z jednej strony ciekawy zabieg, ale z drugiej spoglądając na fanów zgromadzonych w Tauron Arenie odnosiło się wrażenie, że zanim zdążyli odetchnąć i podziękować idolom oklaskami za wykonanie piosenki, zostali już zaproszeni do kolejnych podskoków i rytmicznego bujania. Trochę jak na przyspieszeniu płyty w odtwarzaczu. Ale ok, miało być dynamicznie. Było.

O charyzmie lidera grupy można rozważać długo. Jeden z obecnie najbardziej rozpoznawalnych wokalistów świata powoduje przyspieszenie bicia serca u milionów. Podpytując przed koncertem fanów o powód, dla którego pojawili się w Tauron Arenie w większości otrzymywałam odpowiedzi „wiadomo, bo to Adam”, a dopiero później „bo fajnie grają”. Kiedy Levine pojawił się na scenie skala pisków wzrosła niewyobrażalnie. Sam wokalista natomiast od razu przeszedł do rzeczy i bez specjalnie długiego przywitania rozpoczął koncert. I w tym momencie pora zwrócić uwagę na kontakt na linii artysta – publiczność. Levine bawił się na scenie, machał, biegał, skakał, tańczył – i sam, i z mikrofonem i z gitarą, i chociaż wszędzie było go pełno, to pozostawiał wrażenie poprawnie wykonującego swoje zadanie artysty, który ma wyjść, zaśpiewać, pomachać i zejść. Po koncercie zadałam kilku osobom pytanie „jak się podobało?” – tym razem odpowiedzi pozytywne mieszały się z tymi „Adam trochę zdystansowany”. Faktycznie, dłuższych pogawędek z polską publicznością nie było, panowie po prostu grali. Oprócz tradycyjnych „jak się bawicie”, „czy jest ok?” i podśpiewywanych przez Levine’a zaczepek do powtórzenia przez publiczność, tym razem nie usłyszeliśmy prób zabawy językiem polskim, co w zasadzie podczas koncertów zagranicznych artystów jest normą. 

Amerykanów na scenie supportowała dobrze zapowiadająca się i otrzymująca pozytywne opinie od krytyków młoda norweska wokalistka Sigrid - tryskająca energią i naturalnym wdziękiem dziewczyna zaprezentowała swoje piosenki w 40 minut. Przyjemnie się tego słuchało. Po swoim występie zaznaczyła, że jest ogromnie wdzięczna Maroon 5 za wspólne występy i życzyła wspaniałej zabawy w rytm przebojów grupy.

Zabawa bez wątpienia była. Każdy kto chciał usłyszeć największe przeboje Amerykanów może czuć się usatysfakcjonowany. To było skondensowane, dobrze skrojone muzyczne show ze skupiającym uwagę Adamem Levine. Polska publiczność podziękowała grupie gorącymi owacjami, na co lider nie pozostał obojętny – ukłonił się kilka razy i również podziękował za dobrą zabawę. Kiedy więc ktoś na słodkie podsumowanie koncertu zapytałby mnie – „cukru?” – odpowiedziałabym „tak, poproszę, ale jeszcze odrobinkę więcej”.

Magdalena Barczyk