Obserwuj w Google News

Polski debiut roku? Dawid Tyszkowski dla RadioZET.pl: "Dbam o to, żebym wierzył w to, co śpiewam"

7 min. czytania
29.06.2022 10:34

Dawid Tyszkowski zadebiutował niedawno EP-ką „Nadal nie śpię”, która zachwyciła słuchaczy emocjonalnością, melodiami i szczerymi tekstami. W rozmowie z RadioZET.pl młody wokalista opowiada m.in. o swoim debiutanckim mini-albumie, inspiracjach i pierwszych prawdziwych koncertach. 

Dawid Tyszkowski
fot. mat. prasowe / Ola Bodnaruś

Dawid Tyszkowski to młody wokalista i songwriter, który w czerwcu zadebiutował na polskiej scenie z EP-ką „Nadal nie śpię”, wydaną nakładem FONOBO Label. Płytę z pięcioma piosenkami stworzył wspólnie z Patrickiem The Panem, mającym na koncie wspólne utwory m.in. z Dawidem Podsiadłą, Darią Zawiałow i Ralphem Kaminskim.

Dawid Tyszkowski w rozmowie z RadioZET.pl [WYWIAD]

Piotr Krajewski: Jakie to uczucie widzieć swój album w serwisach streamingowych? Przetrawiłeś już to?

Dawid Tyszkowski: Myślę, że tak. Pierwsze zachwyty już za mną. Teraz myślę tylko o tym, żeby to kontynuować. Bardzo się cieszę, że zostało to wydane, ale mam w głowie już przyszłe projekty.

Udało ci się w końcu zasnąć?

(śmiech) Tak. Chociaż w dniu premiery było rzeczywiście ciężko.

Co dla ciebie oznacza tytuł EP-ki „Nadal nie śpię”?

Z tytułem nie było łatwo. Długo nie mogłem go wymyślić. Nie jest to album koncepcyjny, który ma jeden główny motyw. Chciałem jednak, żeby nazwa spajała wszystkie utwory. Tytuł wymyśliłem chyba w dniu lub w przeddzień sesji zdjęciowej na okładkę. Pomyślałem, że może nawiązywać do refleksji, które nie dawały mi zasnąć. Odnosi się też trochę do wersu z otwierającego utworu z EP-ki, czyli „Pomóż mi”, gdzie w pierwszej zwrotce śpiewam „Chyba czas w końcu spać”.

Dawid Tyszkowski Nadal nie śpię EP
fot. mat. prasowe

Nad piosenkami pracowałeś z Patrickiem The Panem. Czy ty znalazłeś pierwszy Patricka, czy to on znalazł pierwszy ciebie?

Zdecydowanie to ja znalazłem Patricka. Jestem fanem jego muzyki od bardzo dawna. Wysyłałem swoje pierwsze materiały do różnych miejsc i ludzi z nadzieją, że ktoś będzie chciał to wydać. Patrick odezwał się do mnie jako jeden z niewielu. Bardzo mu się spodobało demo i był chętny na dalszą współpracę. Wyprodukowaliśmy prywatnie jeden utwór, który później dzięki Patrickowi został wysłany do FONOBO. Spodobał im się i tak poszło.

Czy to jest właśnie to brzmienie, które chcesz tworzyć, czy może to dopiero pierwszy etap drogi do czegoś innego? Jak chciałbyś, żeby brzmiała twoja muzyka?

To, co stworzyliśmy, idzie w dobrym kierunku, chociaż przyznam, że w warstwie produkcyjnej czuć, że jest to robione ręką Piotra. Jest w tym jego sznyt. Czuję tam też dużo siebie. Na ten moment mi to pasuje, ale dążyłbym jednak do tego, żeby w mojej twórczości było jak najwięcej mnie. Myślę, że „Tlen” i „Zepchnij mnie” to utwory, które są najbliżej tego, co chciałbym osiągnąć w swoim brzmieniu.

Czy Piotrek będzie też producentem debiutanckiego albumu?

To zależy, kiedy uda nam się przygotować materiał. Chciałbym stopniowo coraz więcej robić sam w kwestiach produkcyjnych. Nie jestem jednak jeszcze na tak profesjonalnym etapie, żeby móc podjąć się samodzielnej produkcji albumu. Chciałbym więc współpracować z Piotrkiem. Jeśli jednak premiera przesunęłaby się w czasie, byłoby fajnie, gdybym sam produkował płytę.

Kiedy więc możemy spodziewać się premiery albumu?

Mój przyszły projekt to będzie raczej jeszcze krótsza forma. Nie potrafię stwierdzić, kiedy to będzie. Chcemy zrobić to na spokojnie. Dajemy sobie dużo czasu, aby wszystko przemyśleć.

Co u ciebie jest pierwsze - jajko czy kura? Melodia czy jednak tekst?

W przypadku większości utworów, które później biorę pod uwagę do wydania, zaczynam jednak od tekstu. Bardzo dbam o to, żebym śpiewał o tym, w co sam wierzę. Moje piosenki rozpoczynające się od muzyki początkowo nie wiedzą, o czym są. Trochę szukają swojego tematu, a wtedy jest mi dużo ciężej znaleźć prawdziwą myśl, która oddawałaby ten utwór. W ten sposób powstał właśnie „Tlen”. Było to duże wyzwanie dla mnie, żeby napisać wiarygodny tekst pod muzykę, ale moim zdaniem wyszło bardzo fajnie i jest to jedna z moich ulubionych piosenek.

Słuchanie twojej EP-ki nie jest łatwą sprawą. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Mówię o warstwie lirycznej. Teksty są bardzo emocjonalne, głębokie, często dość bolesne. I choć są intymne, myślę, że słuchacz może się z nimi utożsamiać. Czy wszystkie bazują na twoich doświadczeniach?

Zdecydowanie w większości przypadków są to moje doświadczenia. Dbam o to, żebym wierzył w to, co śpiewam. Myślę, że to od razu widać, słychać i czuć, szczególnie jak ktoś nie wierzy w to, co śpiewa. Wspominałem o utworze „Tlen”. Jego tekst powstał na bazie pracy rzemieślniczej. Wszystko tam się ze sobą logicznie zgadza, ale wynika to z moich przemyśleń, a nie nagłej inspiracji. Myślę, że jest to wyjątek od reguły, bo większość tekstów wychodzi wprost ze mnie. Odwrotnością „Tlenu” na EP-ce jest „Pomóż mi”. Kawałek ma przyciągać uwagę lirycznie, a muzyka jest tam po prostu podkładem, który pozwala słowom wybrzmieć.

Chciałem zapytać o twoją ulubioną piosenkę, ale kilkukrotnie wspomniałeś już o „Tlenie”. Rozumiem, że to właśnie ona?

Tak. To dla mnie najbardziej zaskakujący utwór. Powstał w ciekawy sposób, bo podczas jam session z moim kumplem. Wtedy właśnie wymyśliliśmy muzykę i pierwsze zarysy tekstu.

Trzy słowa, którymi opisałbyś swoją muzykę.

Emocjonalna, osobista, zaskakująca.

Masz na swoim koncie już dwa teledyski. Nie sposób nie zauważyć, że warstwa wizualna jest dla ciebie niezwykle ważna. Twoje klipy są pełnoprawną częścią historii opowiadanej w utworach, a nie tylko zlepkiem ładnych ujęć.

Dokładnie. Teledyski są dla mnie bardzo ważne. Chciałbym, żeby to była następna warstwa, którą potencjalny słuchacz może zwiedzać i dzięki niej odbierać utwory na kolejnym poziomie. Bardzo się cieszę, że te klipy wyszły tak, jak wyszły. Spełniają swoją rolę. To kolejna część tej opowieści. Wszystko, co się teraz dzieje, jest dla mnie pierwsze. Teledyski również, dlatego nie zawsze jeszcze miałem konkretną wizję. Myślę, że w przyszłych klipach będzie jeszcze więcej mnie. Chciałbym dążyć do tego.

Czy tworząc utwór masz już w głowie gotowe obrazy, idealne na kadr z teledysku? Czy na razie liczysz jeszcze na pomoc reżysera?

Teledysk do „Koszulki” to w większości pomysł mojego managera, reżysera i ekipy, za co jestem wdzięczny, bo wyszło super. W „Tlenie” jest więcej mnie. Częściowo napisałem pierwszy zarys scenariusza. Potrzebowałem jeszcze pomocy ekipy, ale dzięki tym pierwszym doświadczeniom, obecnie w trakcie pisania utworów staram się przywoływać różne wizje, które mogłyby być przydatne przy tworzeniu teledysku.

Dawid Tyszkowski Tlen teledysk
fot. mat. prasowe / Zuzanna Mazurek

Masz swoje ulubione klipy?

Z polskich teledysków mogę wspomnieć na pewno o klipie Kuby Kawalca do utworu „Zdechłam” z Aną Andrzejewską. Piękny klip. Czasami się zastanawiam, czy bardziej podoba mi się sam teledysk, czy utwór. Stylistyka i historia w tym klipie są na najwyższym poziomie. To totalnie zachwyca. Klasyczna groza w połączeniu z dźwiękami piosenki. Wyszło genialnie. To moje marzenie, żeby dojść kiedyś do takiego poziomu. Z zagranicznych mógłbym wymienić teledyski mojej głównej inspiracji w kwestiach produkcyjnych, czyli Finneasa, brata Billie Eilish. Bardzo podobają mi się jego klipy. Są minimalistyczne, ale jednocześnie bardzo często oddają ducha utworu.

Czy muzyka jest z tobą od zawsze? Jak to się stało, że złapałeś za gitarę?

Za gitarę złapałem dzięki rodzicom, którzy wysłali mnie na pierwsze lekcje. Mieliśmy taki okres z moim rodzeństwem, kiedy szukaliśmy swoich zainteresowań. Zostałem przy gitarze. Muzyka w moim domu była od zawsze. Tata zbierał winyle i kasety, mój brat słuchał dużo muzyki. Pokazywał mi, czego słucha. Słuchaliśmy też tych utworów razem. To bardzo ukształtowało mój gust. Później zauważyłem, że lubię śpiewać. Najpierw covery, a potem zaczęło podobać mi się tworzenie piosenek.

Pamiętasz ten moment, kiedy pomyślałeś, że faktycznie możesz związać swoją przyszłość z muzyką?

Myślę, że takimi momentami były pierwsze publiczne występy w szkole i podczas miejscowych wydarzeń. Odbiór był zawsze dobry. Zauważyłem też później, że bardzo podoba mi się produkcja. Wtedy pomyślałem, że muzyka jest czymś, czym chciałbym się zająć w przyszłości.

A czujesz się już artystą?

(śmiech) Artystą chyba tak, ale nie wiem, czy muzykiem. Bardzo ciężko mi się nim nazwać, bo muzyk kojarzy mi się z człowiekiem, który potrafi i wie, jakiego wyboru dokonać. Ja jeszcze robię to wszystko trochę tak, jak czuję.

Ostatnio wystąpiłeś na Męskim Graniu w Poznaniu. Były to twoje pierwsze prawdziwe koncerty. Jak poszło?

Z dzisiejszej perspektywy widzę, że wielkim szczęściem było to, iż występowaliśmy tam w piątek i sobotę. Bardzo dużo dało nam doświadczenie tego pierwszego koncertu. Wiedzieliśmy, co poprawić. Drugi był więc o niebo lepszy. Jestem bardzo zadowolony i nie mogę doczekać się kolejnych występów na żywo.

Widziałeś już pierwszych widzów, którzy śpiewają twoje teksty?

Ja jeszcze nie, ale znajomi mi mówili, że podobno tacy byli. Bardzo mnie to cieszy.

Jaki utwór poruszył cię ostatnio najbardziej?

Wróciłem niedawno do drugiej płyty Harry’ego Stylesa, której właściwie wcześniej nigdy od początku do końca nie przesłuchałem. Bardzo mi siedzi utwór „Fine Line”. Ponownie słucham też albumu „trzy.zero” Patricka The Pana, który jest chyba moim ulubionym. Polecam piosenkę „Brutus itp.”. Ostatnio odkryłem również zespół Flyte i ich kawałek „Love is an Accident”.

Czy masz ulubione utwory lub artystów, którzy cię inspirują? Wspominałeś już o bracie Billie Eilish.

Muzyka Finneasa często zaskakuje. Lubi bawić się różnymi gatunkami. Raz potrafi stworzyć klasyczną balladę z pianinem jak „Only a Lifetime”, a następnie robi utwór „The 90s”, który jest totalnie elektroniczny, a na jego wokal nałożony jest autotune. Bardzo mi się podoba, że jego piosenki się tak różnią. Myślę, że jest inspiracją, do której dążę.

Jedno marzenie muzyczne w tym roku na pewno już spełniłeś - wydanie własnego materiału. A jakie jest kolejne?

Bardzo chciałbym wydać kiedyś płytę lub EP-kę, która powstanie tylko w jednym miejscu. Przykładowo podczas jakiegoś wyjazdu w góry czy nad jezioro z muzyczną ekipą. Marzy mi się, żeby wszystko, łącznie z okładkami, tekstami i produkcją, powstało właśnie w tym jednym momencie. Taka zamknięta kapsuła czasu. A muzyczne marzenie na ten rok… Mam już w głowie wydanie kolejnej EP-ki. Chciałbym też więcej koncertować.