0
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

"Zupa nic", reż. Kinga Dębska: Świat prosty i czysty jak pierwsze kochanie [RECENZJA]

4 min. czytania
20.08.2021 15:39

"Zupa nic" to najnowszy film Kingi Dębskiej, reżyserki filmów "Zabawa zabawa" i "Moje córki krowy". Komedia przenosi widzów do czasów PRL-u, poza nostalgią za reliktami lat 80., serwując sporą porcję ciepłego humoru i ponadczasowych prawd o miłości, rodzinie, dojrzewaniu i życiu małżeńskim.

Zupa nic recenzja opinie
fot. materiały prasowe Kino Świat

Marzycie czasem o tym, by posiedzieć znów na trzepaku pod blokiem i pogadać o niczym? Rozłożyć się na babcinej wersalce albo podjąć wyzwanie złożenia się w maluchu? Jeśli tak - zdecydowanie powinniście zobaczyć "Zupę nic". Nowy film Kingi Dębskiej sprawi, że każdemu miłośnikowi peerelowskiego klimatu zakręci się łezka w oku. Nie myślcie jednak, że reżyserka ogranicza się tu do sentymentalnego spojrzenia na stare przedmioty, meble i pojazdy. Z sentymentem spoglądamy tu przede wszystkim na jedyny w swoim rodzaju okres dzieciństwa oraz na czasy, w których brakowało wszystkiego, a mimo to wielu rzeczy było jakby więcej niż teraz.

Redakcja poleca

Nie być jak obywatel Piszczyk

Trudno mówić o czasach PRL-u jako o czasach beztroski. "Zupa nic" nie skupia się jednak mrocznych punktach polskiej historii, lecz na codziennym życiu wypełnionym codziennymi radościami i smutkami. Głównymi bohaterami filmu są Ela i Tadek Makowscy ( Kinga Preis i Adam Woronowicz), dla których dzień bez małżeńskiego konfliktu zdaje się być dniem straconym. Makowscy toczą zacięte boje o kartki, kolejki i brak smykałki do interesów, która pozwoliłaby im na bardziej dostatnie życie. Prawda jest jednak taka, że oboje są dokładnie takimi samymi pociesznymi antysytemowcami, którzy nie potrafią się układać z władzą, lawirować i oszukiwać, by osiągać osobiste zyski. Stawia ich to na przegranej pozycji w świecie, w którym trudno coś osiągnąć bez kombinowania, ale jednocześnie czyni też z nich moralnych zwycięzców i budzących ogromną sympatię bohaterów. Ela bierze wprawdzie udział w strajkach i działa w Solidarności, ale tak ona, jak i Tadek, nie są wielkimi bojownikami o wolność, którzy obalają reżim. Ich życiowa postawa wobec systemu pokazuje jednak, że można się nawet upić dzień przed wigilią albo paradować na klatce schodowej w samym szlafroku i wciąż pozostać najbardziej przyzwoitą parą w otoczeniu. 

materiały prasowe Kino Świat
fot. materiały prasowe Kino Świat

Kinga Preis i Adam Woronowicz doskonale sprawdzili się w rolach małżonków, którzy godzą się równie namiętnie, jak się kłócą. Ich kreacje aktorskie nie są przerysowane, dzięki czemu nie obserwujemy skeczy rodem z polskiej sceny kabaretowej. Zamiast karykatury i parodii, o które łatwo by było w niektórych scenach z "Zupy nic", otrzymujemy ciepły i szczery obraz dwojga porywczych, kochających się ludzi, których więź jest nie tylko pełna napięć, ale też czułości i wzajemnej troski.

Oglądaj

Kraj lat dziecinnych i pierwsze kochanie

Ela i Tadek to rodzice Marty i Kasi (Barbara Papis i Alicja Warchocka), o relacji których opowiadała czarna komedia "Moje córki krowy". Dziewczynki dalekie są jeszcze od waśni, jakim przyglądaliśmy się w produkcji z 2015 roku, ale Kinga Dębska nie zapomina o zarysowaniu przyczyn narastającego konfliktu między siostrami. "Zupa nic" nie jest jednak klasycznym prequelem, który ma wyjaśniać wydarzenia ukazane w poprzednim dziele. W swoim nowym filmie reżyserka skupia się przede wszystkim na ukazaniu tego, co było dla tych dorastających w Polsce lat 80. dziewcząt źródłem fascynacji i radości. Bo choć malowanie się kosmetykami ciotki, objadanie się lodami czy pierwsze pocałunki to standardowe zajęcia nastolatek niezależnie od czasów, w jakich żyją, Marta i Kasia są inne niż współczesne dzieciaki.

materiały prasowe Kino Świat
fot. materiały prasowe Kino Świat

Ich głowy nie są jeszcze zaśmiecone przekazami nowych mediów, tworzonymi w Photoshopie "ideałami piękna" i marzeniami o jak największej ilości serduszek pod zdjęciami. Oczywiście okrucieństwo dorosłych i rówieśników nie jest wymysłem XXI wieku i Marta odczuwa na swojej skórze niechęć nauczyciela i koleżanek z klasy, gdy brak jej wystarczająco atletycznej postawy, by przeskoczyć przez kozła. Niemniej, nie urasta to do rangi hejtu i nie trzeba nikogo uczyć ciałopozytywności, bo ta nieradząca sobie na WF-ie dziewczyna świetnie sobie radzi w kontaktach z chłopakami. Nad jej pierwszą miłością ciąży wprawdzie fatum Romea i Julii, ale niedługo potem następują słoneczne wakacje nad Balatonem, które pomagają jej na dobre zapomnieć o dawnych troskach.

DSCF2912 (1)
fot.

Martę i jej siostrę od wielu współczesnych dzieciaków różni też to, że nie dorastają w czasach nadmiaru, w których rodzice, dziadkowie i ciotki prześcigają się w zakupach nowych zabawek, kreacji i słodyczy. Dziewczynki nie posiadają zbyt wiele, ale to właśnie dzięki temu każda guma balonowa to dla nich powód do radości, para nowych jeansów to najlepszy prezent, a tytułowa "zupa nic" - największy rarytas. Kinga Dębska swoim nowym filmem przypomina nam, czym jest dzieciństwo - nie tylko to z czasów PRL-u. Większość współczesnych dzieciaków to nie zepsuci i rozpuszczeni nałogowcy internetu, lecz niewinne istoty takie jak Marta i Kasia. Wystarczy dać im trochę swojego czasu zamiast smartfona, interaktywnych gadżetów i coraz wymyślniejszych pojazdów i podziwiać, jak skaczą po drzewach, bawią się znaleziskami z podwórka i nieśmiało łapią się za ręce - dokładnie tak jak my, gdy sami byliśmy w ich wieku.

Oglądaj

Słodki smak "zupy nic"

Świetnie zagrane, ciepłe i bezpretensjonalne postaci, które przypominają nam o prawdziwych wartościach, to główny atut filmu "Zupa nic", ale oczywiście nie jedyny. Tło dla czwórki głównych bohaterów stanowią doskonale sprawdzający się w swoich rolach Rafał Rutkowski (brat Eli), Katarzyna Kwiatkowska (żona brata Eli), Przemysław Bluszcz (sąsiad Makowskich), Milena Lisiecka (sąsiadka Makowskich) oraz Ewa Wiśniewska w roli matki Eli, teściowej Tadka i babci dziewczynek.

DSCF7199 (1)
fot. materiały prasowe Kino Świat

Produkcji należą się też wielkie brawa za oddanie ducha epoki, do czego przyczyniła się nie tylko podszyta ówczesną sytuacją polityczną fabuła, ale też świetna scenografia Wojciecha Żogały oraz kostiumy Emilii Czartoryskiej. Jedynym, do czego można się przyczepić w kontekście czasu akcji, jest to, że trochę rozjeżdża się on w zestawieniu z filmem "Moje córki krowy" i historiami o powstańczej młodości ok. siedemdziesięcioletniej babci. Ale to tylko kolejny dowód na to, że nowy film Kingi Dębskiej nie jest kroniką PRL-u, lecz uniwersalną opowieścią o szczerych emocjach, czystych intencjach, prostych marzeniach i młodzieńczej niewinności. A także o tym, że życie może mieć słodki smak nawet wtedy, gdy jest to tylko smak tytułowej "zupy nic".

Ocena: 7/10