Obserwuj w Google News

"Rojst '97" - pierwszy naprawdę dobry polski serial Netflixa [RECENZJA]

4 min. czytania
07.07.2021 00:38

Czy warto poświęcić sześć godzin życia, by obejrzeć 2. sezon "Rojstu"? Zdecydowanie! Nowa odsłona serialu Jana Holoubka jest ciekawsza, mocniejsza i o wiele dojrzalsza od tego, co zaprezentowano w 2018 roku. I w końcu dała nam bohatera, który nas obchodzi!

Rojst 97
fot. materiały prasowe Netflix

"Rojst '97" już 7 lipca 2021 roku trafi na Netflix nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Mimo wszystkich ciepłych słów, jakie padły pod adresem "Sexify" (a wcześniej "W głębi lasu") i z całym szacunkiem dla starań ich twórców - serial Jana Holoubka jest pierwszą polską produkcją serwisu, którą naprawdę możemy szczycić się na arenie międzynarodowej. "Rojst '97" bije na głowę nie tylko wszystkie inne rodzime seriale streamera, ale też poprzedzający go sezon z 2018 roku, zrealizowany jeszcze pod szyldem Showmaxa. Wszystko dzięki sprawnie poprowadzonej intrydze (w końcu!), pełnokrwistej i intrygującej głównej bohaterce (nareszcie!) i niepowtarzalnemu klimatowi budowanemu zdjęciami Bartka Kaczmarka i hitami lat 90. XX wieku. I jeszcze kilku rzeczom, o których przeczytacie poniżej.

Rojst_201_Unit_01527_RT_Easy-Resize.com
fot. materiały prasowe Netflix
Redakcja poleca

Do dwóch razy sztuka...

Mroczny klimat otaczający ponury las na Grontach, eksponowany już w trailerze "Rojstu" z 2018 roku, był tym, co przykuło uwagę wielu fanów seriali kryminalnych. Emocje podbijał dodatkowo fantastyczny cover "Wszystko czego dziś chcę" w wykonaniu Moniki Brodki. Kiedy serial z Dawidem Ogrodnikiem i Andrzejem Sewerynem w rolach głównych trafił na ekrany, spodziewano się po nim bardzo wiele. Faktycznie zaczynał się dobrze, napięcie budowano po mistrzowsku, a kolejne wątki miały już za chwilę spleść się w jedno spektakularne rozwiązanie. Tyle że spektakularnego rozwiązania nie było. "Rojst" okazał się niespełnioną obietnicą. Finał serialu był banalnie łatwy do przewidzenia, a część rzucanych po drodze tropów okazała się nie mieć żadnego znaczenia dla historii.

ZOBACZ TEŻ:  PODSUMOWANIE SERIALU "ROJST". CZY TRZEBA GO OBEJRZEĆ, BY ZROZUMIEĆ "ROJST '97"? 

Po tak nijakich doświadczeniach z pierwszym "Rojstem", mało kto specjalnie czekał na drugą odsłonę serialu. Tym bardziej, że Showmax, który pokładał w serialu Holoubka wielkie nadzieje, nie utrzymał się na polskim rynku. Tymczasem w październiku 2020 roku Netflix, który przejął prawa do oryginalnego serialu, zapowiedział jego kontynuację. Akcję przeniesiono o 12 lat do przodu, w tle umieszczając powódź tysiąclecia, a krajobraz ponurego dolnośląskiego miasteczka ożywiono nowymi bohaterami. Wciąż było to jeszcze zbyt mało, by znacząco podnieść jakość serialu, ale wystarczyło, by przykuć uwagę. Tym bardziej, że w głównych rolach obsadzono tym razem Magdalenę Różczkę i Łukasza Simlata.

Rojst_202_Unit_00653_RT_Easy-Resize.com
fot. materiały prasowe Netflix

Anna Jass i Adam Mika przejmują sprawę (i ekran)

Różczka i Simlat stworzyli na ekranie duet zbudowany na przeciwieństwach o wiele mniej oczywistych niż kontrast na zasadzie nowe/stare w wykonaniu Dawida Ogrodnika i Andrzeja Seweryna. Oczywiście, główni bohaterowie poprzedniego sezonu również odgrywają znaczącą rolę w "Rojście '97", jednak stoją daleko w tyle za tajemniczą Anną Jass i niepozornym Adamem Miką. Bohaterowie nowego "Rojstu" są wielowymiarowi, odkrywają swoje karty powoli i do końca potrafią nas zaskoczyć. Jeśli robią głupie błędy, to tylko dlatego, że są po prostu ludźmi, a nie dlatego, że scenarzystom zabrakło pomysłów. I przede wszystkim - choć nie należą do najmilszych postaci w historii telewizji - zwyczajnie dają się lubić.

Magdalena Różczka miała trudne zadanie do wykonania, wcielając się w reprezentantkę mniejszości. Wyszła z niego obronną ręką, bo nie przeszarżowała, kreując swoją bohaterkę przede wszystkim jako policjantkę skupioną na śledztwie. Choć wplątuje się w jeden z ciekawszych romansów w historii polskiej telewizji, wątek miłosny nie przyćmiewa jej głównego celu, jakim jest rozwiązanie sprawy morderstwa. Jeśli chodzi o  Łukasza Simlata - rolą Adama Miki po raz kolejny udowodnił, że jest genialnym i niesłychanie wszechstronnym aktorem. Jego bohater to osoba, której nie zauważylibyśmy na ulicy, Simlat sprawił jednak, że kradnie ekran za każdym razem, gdy się na nim pojawia. Wśród pozostałych członków obsady jedni radzą sobie lepiej, inni gorzej, ale wszyscy trzymają w miarę równy, wysoki poziom. Irytuje jedynie Dawid Ogrodnik, grający z przedziwną, niezrozumiałą dla mnie manierą.

Rojst_201_Unit_00026_RT_Easy-Resize.com
fot. materiały prasowe Netflix

Co kryją mroki lasu na Grontach?

Gwiazdy serialu nie osiągnęłyby oczywiście takich efektów, gdyby nie świetnie napisane i poprowadzone postaci oraz historia, w którą zostały wrzucone. W "Rojście '97" fabułę oparto na scenariuszu pt. "Mord" autorstwa Marcina Wrony i Pawła Maślony. Stworzona przez nich zagadka, którą stara się rozgryźć Anna Jass, jest nie tyle ciekawsza, co lepiej skonstruowana, niż ta z pierwszego sezonu "Rojstu". Wreszcie nie jesteśmy ciągle trzy kroki przed bohaterami, lecz odkrywamy mroczne sekrety razem z nimi (może nie wszystkie, ale na pewno większość). Wreszcie poznajemy też historię Witolda Wanycza, której ujawnienie miało nas powalić na kolana w 2018 roku. Wtedy nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, ale teraz - kiedy w każdym odcinku przenosimy się do powojennych czasów - zaczęłam sympatyzować z młodymi bohaterami i przejmować się ich losem.

materiały prasowe Netflix
fot. materiały prasowe Netflix

Jedyną rzeczą, do której w "Rojście '97" można (i niestety trzeba) się przyczepić, jest wygląd Zarzyckich. Charakteryzatorzy i kostiumografowie robili co w ich mocy, by postarzyć Dawida Ogrodnika i Zofię Wichłacz, jednak nie mając zdolności manipulowania czasem, naprawdę trudno sprawić, by 26-latka o wyjątkowo dziewczęcej urodzie wyglądała na matkę 12-latki. Piotr Zarzycki waży nieco więcej niż w latach 80., a jego żona nosi się jak stara guwernantka, ale i tak za każdym razem, gdy nastolatka nazywa ich mamą i tatą, zaczynamy wątpić w realizm serialu.

materiały prasowe Netflix
fot. materiały prasowe Netflix

Ponure lata dziewięćdziesiąte

Na szczęście zwątpienie to nie trwa długo. Wszystkie pozostałe elementy przedstawionego w "Rojście '97" świata idealnie oddają realia czasów, w których toczy się jego akcja. Scenografowie świetnie poradzili sobie z odtworzeniem popowodziowych terenów i doskonale wykorzystali fakt, że w Polsce nadal istnieją miejsca, w których czas zatrzymał się w latach 90.

Nie zawodzi także muzyka. Ścieżkę dźwiękową znów wypełniają hity dekady, do której przenosi nas serial. Natomiast zdjęcia ponownie pogrążają tę dekadę w charakterystycznym dla Holoubka mroku. Tym razem jednak nikt nie włącza światła zbyt wcześnie i nie ujawnia rozczarowującego widoku. "Rojst '97" buduje napięcie do samego końca, a w finale rozładowuje je niczym sprawny saper, by ostatecznie zamknąć wszystko imponującą klamrą. 

Nowy serial Jana Holoubka spełnia obietnice. To zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką dotychczas pokazał światu polski Netflix. Zobaczcie go, bo naprawdę warto. 

RadioZET.pl

OCENA: 7,5/10

Brodka, Tymek i Urbański w nowej wersji „Ostatni” Bartosiewicz. Promuje serial „Rojst ‘97” [WIDEO]