Obserwuj w Google News

Kosmala wspomina potworny wypadek Krawczyka. "Nie poznałem go, miał tak zmasakrowaną twarz"

3 min. czytania
21.04.2021 11:15

Krzysztof Krawczyk cudem uniknął śmierci w wypadku samochodowym w 1988 roku. Zdarzenie o mały włos nie przerwało jego kariery. Andrzej Kosmala opowiedział o dramacie sprzed lat w najnowszym numerze "Vivy!". 

Krzysztof Krawczyk
fot. Szymon Starnawski/Polska Press/East News

Śmierć Krzysztofa Krawczyka wstrząsnęła branżą muzyczną. 74-letni gwiazdor takich hitów jak "Parostatek", "To, co dał nam świat" i "Bo jesteś ty" zmarł kilka dni po wyjściu ze szpitala. Pogrzeb odbył się pięć dni później, a uroczystość miała charakter państwowy i była transmitowana w telewizji. Artysta spoczął na cmentarzu w podłódzkich Grotnikach. Podczas ostatniego pożegnania doszło do skandalu z udziałem Ewy Krawczyk i Mariana Lichtmana. Wspierana przez menadżera wdowa zaapelowała do byłego Trubadura, by ten nie lansował się na śmierci Krawczyka, wynosząc szczegóły do mediów i udzielając wywiadów. 

Tymczasem wspomnieniami o zmarłym artyście podzielił się jego wielki przyjaciel Andrzej Kosmala. Wieloletni agent Krawczyka dba o to, by pamięć o legendarnym piosenkarzu została należycie uczczona. Razem z wdową zamierzają ogłosić konkurs na projekt nagrobka dla artysty oraz dopilnować wydania płyty, którą Krzysztof Krawczyk nagrał wspólnie z synem Krzysztofem juniorem. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wkrótce światło dzienne ujrzy spektakl o Krzysztofie Krawczyku. Teatr Powszechny w Łodzi przygotowuje musical "Krystof" inspirowany biografią legendarnego gwiazdora "Parostatku".

Powstaje musical o Krzysztofie Krawczyku. Menadżer artysty nie kryje zaskoczenia 

Krzysztof Krawczyk przeżył poważny wypadek samochodowy 

Tymczasem w najnowszym wydaniu "Vivy!" ukazał się obszerny wywiad z Andrzejem Kosmalą. Menadżer wspomina w nim Krzysztofa Krawczyka i ujawnia mało znane fakty z życia artysty. Wśród ciekawych historii znalazł się opis koszmarnego wypadku, do którego doszło w 1988 roku. Wówczas bliscy i fani Krawczyka na moment wstrzymali oddech, sytuacja była bowiem dramatyczna. 

To stało się pod Buszkowem, na zakręcie śmierci, gdzie wcześniej zabili się Kobiela i żona Baszanowskiego - wspomina w "Vivie!" Andrzej Kosmala. 

Wokalista trafił do szpitala w Bydgoszczy. Obrażenia były tak koszmarne, że Kosmala, przychodząc w odwiedziny, w pierwszej chwili nie poznał swojego podopiecznego. 

W bydgoskim szpitalu nie poznałem Krzysztofa i wyszedłem. A jak wróciłem, musiałem stać oparty o ścianę, żeby nie zemdleć. Tak miał zmasakrowaną twarz. Na drugi dzień powiedział przez zadrutowane zęby: "Dbaj o zespół, trzeba też kupić nowy samochód". Pomyślałem wtedy, że wyjdzie z tej tragediiBył człowiekiem walki, nieustannie przejmował się pracą, ciągle o niej rozmawialiśmy. Jak pojawiły się komórki, potrafił mi nagrać 14 wiadomości nad ranem. Więc jak budziłem się w południe, musiałem wszystkich odsłuchać i nagrać mu 14 swoich wiadomości. Żartowaliśmy, że firma Krawczyk i Kosmala działa całodobowo - dodaje Kosmala.

Potem Krzysztof Krawczyk uznawał wypadek za bożą lekcję. Głęboko wierzył w Boga po tym, jak przeszedł nawrócenie na emigracji w USA. 

Poznałem go jako człowieka niewierzącego. Kiedy w wieku 16 lat stracił ojca, wykrzyczał Panu Bogu na cmentarzu: "Boże, zabrałeś mi ojca, więc nie ma Ciebie. Nie jesteś dobrem, nie jesteś miłością". Był silnie związany z ojcem, aktorem i śpiewakiem operowym, śpiewającym pięknym barytonem romanse rosyjskie. Po jego śmierci matka wpadła w depresję i Krzysztof został gońcem, żeby zarobić na utrzymanie rodziny - opowiada w "Vivie!" Andrzej Kosmala. 

Ale zaczął wracać do Boga już na emigracji w Ameryce. Jak trwoga, to do Boga, a nie wiodło mu się tam najlepiej. Dorabiał na budowach, żeby się utrzymać. Którejś niedzieli Ewa zaciągnęła go do polskiego kościoła na Jackowie. Krzysztof przez całą mszę żuł gumę i ksiądz go zrugał przy wszystkich. Zrobiło mu się wstyd. Po powrocie do domu wziął książeczkę do nabożeństwa i natrafił na takie zdanie: "Pan Bóg mieszka w nas, a my w Panu Bogu". Od tego czasu, jak mi powiedział, coraz częściej o Nim myślał. Ale tak naprawdę wrócił do Boga po wypadku w Polsce. Nagrał wtedy płytę z Psalmami króla Dawida i poznał słynnego ojca Górę, który tak wspominał ich spotkanie: "Patrzę, stoi jakiś zarośnięty dziod nie dziod o kulach u furty naszego zakonu i pyta: »Ojcze, co robić?«. »A kim ty jesteś?«, spytałem. »Jestem śpiewakiem, nazywam się Krzysztof Krawczyk«. Wtedy coś mi się rozjaśniło i odrzekłem: »To śpiewaj na chwałę Pana, najlepiej Psalmy Dawidowe«". Potem, jak się zaprzyjaźnili, ojciec Góra zrobił nam piękny wybór Psalmów w nowych wersjach językowych - wspomina przyjaciel zmarłego artysty. 

Marian Lichtman napisze książkę o Krzysztofie Krawczyku? "Wypadałoby" 

krawczyk zona
fot. VIPHOTO/East News