Obserwuj w Google News

Kylie Minogue powraca z płytą country. Relacja z koncertu w Berlinie

Redakcja
6 min. czytania
06.04.2018 12:51

Kylie Minogue powraca. Nie będzie to jednak powrót w stylu disco. Tym razem artystka prosi nas o zabranie swoich gitar i zaprasza do Stanów Zjednoczonych. A konkretnie do Nashville. Gotowi na imprezę i „Dancing” z kowbojami?

Kylie Minogue
fot. mat. prasowe

O fonograficznym powrocie Kylie Minogue mówiło się od dłuższego czasu. Po płycie „Kiss Me Once” z marca 2014 Kylie uraczyła fanów albumem świątecznym rok później. Sama płyta większego sukcesu nie odniosła, a wokalistka chyba zbyt mocno liczyła na sukces krążka „sezonowego”. Pomimo przyjemnego, świątecznego i jeszcze bardziej słodkiego niż zazwyczaj śpiewu Kylie i duetów z Frankiem Sinatrą, Jamesem Cordenem i Iggym Poppem wydawnictwo wzbudziło mieszane uczucia wśród krytyków — od czterech na pięć gwiazdek amerykańskiego „Rolling Stone” po zaledwie jedną na pięć gwiazdek brytyjskiego „Guardiana”. Bez fajerwerków było także na liście Billboard 200 — zaledwie 184 miejsce. A może winna temu była pechowa 13? (album był 13. krążkiem artystki).

Kiedy na początku 2016 roku ponownie pojawiły się pogłoski o ruchu w studiu nagraniowym Kylie, jej fani wzięli głęboki oddech, po czym odetchnęli raczej bez ulgi, kiedy to Australijka poinformowała, że zamierza wydać… reedycję świątecznego krążka z 6 dodatkowymi piosenkami, w tym z duetem… z Miką. „Kylie Christmas: Snow Queen Edition” było więc raczej puszczeniem oka do fanów, a nie poważnym wydawnictwem, na jakie czekał muzyczny świat.

Kylie powraca w klimacie country

W styczniu 2018 roku wiedzieliśmy już, że Kylie powraca z nowym materiałem. Zaprezentowała singiel „Dancing”, który zwiastował 14. płytę wokalistki. O ile tytuł piosenki rzeczywiście koresponduje z klimatem utworu, o tyle same słowa niekoniecznie są jednoznaczne. Wbrew pozorom piosenkę, która mogłaby być uznana za hymn „domówek” poprzedzających dobre imprezy, sama artystka określa jako utwór opowiadający o… śmierci. — To mądrze napisane słowa. Mówią o tym, jak radzimy sobie z życiem i czy świadomie z niego korzystamy, nawet jeżeli się kończy („When I go out, I wanna go out dancing”) — powiedziała Kylie.

9 marca usłyszeliśmy kolejny singiel promujący płytę. Tym razem wybór artystki padł na piosenkę „Stop Me From Falling” z charakterystycznym dla nowego albumu klimatem country. Tak — Kylie na najnowszym krążku będzie dziewczyną z Nashville, która z kilkoma kumplami usiadła w studiu, zagrała na gitarze, ktoś dograł bębny, ktoś zmiksował, a koleżanki siedzące na oknie dograły przyjemnie brzmiące chórki. Na płycie nie zabraknie słodkiej maniery Kylie, będą elementy elektroniki, a całość dopełnią teksty o życiu, miłości, tym, co mamy i tym, co tracimy (czyli standardowo). Czy to inna Kylie? Czy zaskoczy brzmieniem? Na pewno — zresztą jak sama powiedziała — ten album jest dla niej „terapią po kilku nieudanych związkach”. 12 utworów, które powstały we współpracy z producentami m.in. Carrie Underwood i Keitha Urbana, brzmi gitarowo, ale jednocześnie lekko.

„Co się stało w Berghain, zostaje w Berghain”

Są miejsca okryte dość specyficzną sławą. Szczególnie jeśli mamy na myśli miejsca już kultowe. Kiedy kilka tygodni temu otrzymałam propozycję wyjazdu na koncert Kylie Minogue do Berlina, gdzie artystka miała promować swój nadchodzący album, od razu pomyślałam, że to będzie… ciekawe doświadczenie. Dlaczego? Otóż krótka trasa obejmująca kilka europejskich miast (Londyn, Manchester, Paryż, Barcelona, Berlin) zapowiadana była jako intymne spotkanie z nowymi utworami Kylie w najlepszych europejskich klubach. I tak też było. W przypadku Berlina wybór miejsca koncertu, czyli klub Berghain wzbudził sporo emocji. Samo miejsce określane jako najlepszy klub techno na świecie jest znane nie tylko jako cel podróży fanów tego rodzaju muzyki z całego świata, ale słynie także z licznych historii dotyczących kultowej już, trudnej do przejścia selekcji i imprez, z których najczęściej wychodzi się po trzech dniach. Mroczne miejsce, wypełnione housem i mocno industrialnymi brzmieniami, opisywane jako przestrzeń nieskrępowanego hedonizmu i zabawy, którą pamięta się długo. Jak to wszystko połączyć z Kylie? Z country? Z popem? No właśnie. Internet rozgrzały dyskusje o słuszności wyboru miejsca, o tym, że wokalistka pop zagra koncert w miejscu, które dla wielu jest synonimem tajemniczości i muzyki niemającej nic wspólnego z mainstreamem. Postanowiłam więc sprawdzić osobiście, co takiego wydarzy się w Berghain.

Stara elektrownia, zakaz robienia zdjęć i Kylie bez makijażu

Zanim weszłam do klubu, zdążyłam przeczytać kilka artykułów opisujących klub i panujące tam zwyczaje. Wiedziałam, że to miejsce, do którego wchodzą szczęśliwcy, którym udało się przebrnąć selekcję uznawaną za… niemożliwą do przejścia w większości przypadków. Klucz do sukcesu? Nieznany — czasem zależy od humoru selekcjonera, czasem podobno od tego, czy jesteś wystarczająco oryginalnie ubrany lub masz po prostu „to coś”, co w Berghain jest pożądane. Na słynnego pana Svena otwierającego bramkę nie trafiłam. A szkoda, bo też poświęciłabym mu na pewno kilka zdań. Podobno to człowiek, który wielu odprawił z kwitkiem, a na innych tylko spojrzał i już wiadomo było, że to nie jest twój dzień, jeśli chodzi o imprezę w Berghain. Oczywiście w moim przypadku nie bez znaczenia był fakt, że wchodzę na wydarzenie biletowane, a nie imprezę odbywającą się przy okazji weekendu. Po odstaniu w pokaźnej kolejce niemal godziny i przekroczeniu progu poczułam atmosferę klubu, a właściwie… starej elektrowni — tak tak, w słynnym dziś Berghain mieściła się kiedyś taka instytucja.

Po wejściu na piętro i przeciśnięciu się pod niewielką scenę moim oczom ukazało się wielkie serce ze światłami układającymi się w literę „K”. Ilość sprzętu rozstawiona na podeście sugerowała dość jasno, że będzie to koncert kameralny. Podwieszane u sufitu małe lampki i tło sceny składające się z połyskujących materiałów wprowadzało klimat z jednej strony delikatności — z drugiej jednak tajemniczości, o której pisałam wcześniej. Kylie na scenę weszła przed czasem — dokładnie 4 minuty. Wraz ze swoimi muzykami i chórkiem przywitała się z fanami na tyle serdecznie, że publiczność już na starcie została „kupiona” urokiem artystki. I nie tylko urokiem. Wokalistka wygląda świetnie, o ruchach na scenie nie wspominając. Przez niemal cały koncert tańczyła i widać było, że sprawia jej to autentyczną radość, raz obracając się z gitarą, raz bez. Drogie Panie, a teraz to, co lubimy bardzo — stylizacja! Kylie, jak na niewysoką osobę przystało, przywdziała pokaźnej wysokości szpilki, które skryły się nieco pod jeansowymi dzwonami. Do tego także jeansowa koszula związana w talii. Typowa dziewczyna z sąsiedztwa mieszkająca w Nashville. Warto też dodać, że w takiej stylistyce ubrani byli wszyscy muzycy, a także chórek Kylie. Nie zabrakło też kowbojskich kapeluszy, które pojawiały się również wśród publiczności. Australijka postawiła na delikatnie rozwiane włosy i make-up na tyle naturalny, że można go było nie zauważyć. W tym momencie aż chciałoby się wstawić zdjęcie spod sceny, jednak nie mogę tego zrobić, bo… żadnym nie dysponuję. Zakaz robienia zdjęć to element polityki klubu Berghain — już na wejściu zostałam poproszona o telefon komórkowy, w celu zaklejenia mu kamery i aparatu. „Co się stało w Berghain, zostaje w Berghain” — potwierdzam. Na szczęście namiastkę tego, co działo się w tym klubie, poczujecie sami, ale o tym za chwilę.

Wracając do muzyki — każdy, kto myślał, że pomiędzy utworami zapowiadającymi nowy album posłucha największych przebojów artystki, musiał być zaskoczony. Kylie rozpoczęła koncert tytułowym „Golden”. Rozgrzała publiczność na tyle, że klimat country przeniósł nas wszystkich do słonecznego Tennessee, chociaż na zewnątrz było kilka stopni poniżej zera. Oprócz utworów z krążka „Golden” usłyszeliśmy kilka piosenek z poprzednich płyt Kylie — na próżno jednak szukać wśród nich takich przebojów jak „In My Arms”, „Can’t Get You Out Of My Head”, „I Believe In You” czy choćby „Come Into My World”. Nie przeszkodziło to jednak w naprawdę przyjemnym spotkaniu z artystką. Usłyszeliśmy więc „Breath”, „Put Yourself In My Place”, „Island In The Stream”(cover piosenki Dolly Parton), „The One”, „Hand On Your Heart”, All The Lovers” i „Wow”. W sumie artystka zaprezentowała 17 piosenek, a każda z nich była na swój sposób wyjątkowa, bo wykonana w wersji live.

Czy zabrakło mi tych wielkich przebojów? Być może, ale pamiętajmy, że z góry wydarzenie zapowiadane było jako koncert promujący nadchodzący album artystki. Ci, którym udało się usłyszeć przedpremierowo nowy materiał, mogą bez wahania powiedzieć o sobie — farciarze. Kameralne koncerty z artystką niemal na wyciągnięcie ręki to możliwość skupienia się na muzyce, a nie na ściskaniu się w tłumie napierających na barierki fanów. Kylie doceniła to sama — na zakończenie spotkania z niemieckimi fanami podziękowała za klimat, za wspólną zabawę i ciepłe przyjęcie jej nowego materiału muzycznego. Teraz pozostaje tylko sprawdzać, czy tak samo ciepło zostanie on przyjęty na listach przebojów całego świata. Osobiście trzymam kciuki — widać, że Kylie nie odchodzi o swojego stylu, jednak nie powtarza tego, co już było. Artystka w wersji country to z pewnością coś nowego i wartego posłuchania.

A jeśli Wy również chcecie poczuć się jak na koncercie w Berghain, obejrzyjcie teledysk do singla „Stop Me From Falling”. Zobaczycie dokładnie takie samo serce ze światłami, które opisywałam powyżej. Scena — łudząco podobna do tej ze stolicy Niemiec. Sama Kylie wygląda niemal identycznie jak podczas koncertu w Berlinie. Zgaście jednak światło — musi być trochę mrocznie — tak jak w Berghain.

Magdalena Barczyk