slot: premiumboard
slot: topscroll
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

"Tatuażysta z Auschwitz" jest szkodliwy? "Obraża pamięć osób, które przeżyły Oświęcim"

6 min. czytania
10.06.2024 17:03

"Tatuażysta z Auschwitz" doczekał się serialowej adaptacji. Ekspertka od Holocaustu postanowiła wyjaśnić, dlaczego powieść i serial na jej podstawie są szkodliwe.

Tatuażysta z Auschwitz - kadr z serialu SkyShowtime
fot. SkyShowtime/Materiały prasowe
slot: billboard
slot: billboard

"Tatuażysta z Auschwitz" nie jest oparty na faktach

7 czerwca 2024 roku na platformę Skyshowtime trafił serial "Tatuażysta z Auschwitz". To adaptacja słynnej powieści autorstwa Heather Morris, sprzedawanej jako piękna historia miłosna oparta na faktach. I chociaż w książce, a także serialu na jej podstawie pojawiają się autentyczne wydarzenia i postacie, znajduje się w niej bardzo wiele przekłamań, które powodują, że "Tatuażysta z Auschwitz" staje się bardzo szkodliwą pozycją. 

Historia ukazana w książce i serialu to opowieść Lalego Skolova - słowacko-austriackiego Żyda, który w 1942 roku został zesłany do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie został tatuażystą numerów więziennych. Dzięki obozowej pracy poznał Gitę Furman, w której od razu się zakochał. Parze udaje się przeżyć w Oświęcimiu i po zakończeniu II wojny światowej ponownie spotkać, by spędzić wspólnie resztę życia.

Obie te postacie istniały naprawdę i rzeczywiście były więźniami Auschwitz. Podstawy, na których Morris oparła swoją powieść są więc jak najbardziej osadzone w historii II wojny światowej. W treści książki pojawiają się jednak bardzo rażące błędy. Youtuberka Barbara Krasowicz, która interesuje się nie tylko popkulturą, ale również kulturą żydowską, postanowiła prześwietlić "Tatuażystę z Auschwitz" na kilka dni przed premierą serialu na podstawie książki.

Oglądaj

- Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak ta książka jest zła. I mówiąc zła, mam na myśli pełna, kłamstw, przekłamań historycznych i obrażająca wręcz pamięć osób, które przeżyły Oświęcim - mówi Krasowicz. - Tani romans, który udaje książkę historyczną. A zawarte w niej informacje zostały nagięte przez Morris w taki sposób, żeby pasowały do jej kiczowatej, romantycznej opowieści. Obrzydliwe - podsumowuje internetowa twórczyni.

Redakcja poleca

"Tatuażysta z Auschwitz": największe przekłamania historyczne w popularnej książce

Youtuberka w swoim 20-minutowym materiale oparła się nie tylko na swojej wiedzy, ale również na źródłach, które w krytyczny sposób podchodzą do powieści Morris. Między innymi na artykule opublikowanym przez Muzeum Auschwitz-Birkenau, który rozprawia się z przekłamaniami zawartymi w "Tatuażyście z Auschwitz". A jest ich sporo - od z pozoru mało istotnych detali, po naprawdę poważne sytuacje, rzutujące na postrzeganie Holocaustu przez czytelników.

Książka rozpoczyna się od błędnej trasy, jaką przebywa Lale z rodzinnego miasta do obozu koncentracyjnego. Okazuje się, że błąd wynika... z faktu, iż kiedy Morris pisała "Tatuażystę z Auschwitz", odbywały się prace remontowe na trasie ze słowackiego miasta do Oświęcimia. - Autorka, zamiast się skonsultować z kimś, kto się na tym zna, weszła po prostu na stronę połączeń kolejowych, wpisała "Krompachy - Oświęcim", kliknęła "Enter" i umieściła to w książce. Jak tak można? To jest oparte na faktach? - dziwi się Krasowicz. Co ciekawe, ten błąd został poprawiony w polskim wydaniu książki.

Youtuberka zwraca też uwagę na opisy wydarzeń w obozie, w tym sposób egzekucji więźniów. W jednym z fragmentów pojawia się sytuacja, która nie miała racji bytu. - Nic takiego w Auschwitz nie miało miejsca. Tego typu ruchome komory gazowe nie były używane w Auschwitz, tylko jak już to w Chełmnie nad Nerem. (...) Nie znajdziecie jakiejkolwiek informacji o tego typu sposobie zabijania więźniów w jakiejkolwiek książce naukowej o Holocauście - wyjaśnia ekspertka.

Interesujące jest też, że Morris zmieniła numer więzienny Gity. - Gita Furman nie mogła go dostać, bo ten numer został wydany dopiero rok później, transportowi Żydówek z Holandii - słyszymy w nagraniu. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że sama Furman w wywiadzie dla USC Shoah Foundation podała swój prawdziwy numer, który różnił się od podanego w powieści.

Redakcja poleca

Krasowicz zwraca też uwagę na fakt, że główny bohater jest postacią niemal nieskazitelną - zawsze znajduje się w najważniejszych momentach, zna każdego, każdy zna jego, pomaga każdemu i wszyscy chcą pomagać jemu - został zarysowany jako idealny bohater. Najciekawsze jest jednak to, że zwykły więzień obozu koncentracyjnego porusza się po Auschwitz bez żadnych trudności. - To byłoby absolutnie niemożliwe. SS-Man, który wypuściłby więźnia, żeby sobie swobodnie przeszedł z jednego obozu do drugiego, zostałby ukarany - tłumaczy Krasowicz.

W książce pojawiają się też dziwne nieścisłości historyczne i błędy logiczne. Na przykład stosowanie penicyliny, która była w powszechnym użyciu dopiero od lat 50., czy fakt, że obozowa administracja działa w środku nocy. - Więźniowie w taj książce mają tyle wolnego czasu, że Sokolov i Furman mogą się swobodnie ze sobą spotykać, umawiać na randki, wysyłać listy, karmić nawzajem czekoladą. Oczywiście wszyscy o tym wiedzą i nikt w żaden sposób nie wyciąga wobec więźniów konsekwencji - zauważa youtuberka.

W "Tatuażyście z Auschwitz" pojawia się też niesławny doktor Mengele. I chociaż to jeden z najbardziej rozpoznawalnych nazistów na świecie, nawet tutaj Morris nie przeprowadziła solidnego reaserchu. W jednej ze scen kolega Lalego wraca od Mengele bez jąder. - Joseph Mengele nie zajmował się kastracją mężczyzn, tylko "badał" dziedziczenie cech u bliźniąt oraz raka wodnego - mówi Krasowicz.

Jest też absurdalna scena, w której główny bohater ma pomóc identyfikować ciała osób zabitych w komorze gazowej. - Taki więzień jak on w żaden sposó nie mógł mieć dostępu do ani do krematoriów, ani do komór gazowych. Te tereny były kompletnie odizolowane, a jedynymi osobami, które miały tam wstęp, byli członkowie Sonderkommando - tłumaczy youtuberka, dodając, że komory gazowe były raczej trzymane przed więźniami w tajemnicy.

Redakcja poleca

"Tatuażysta z Auschwitz": ohydna manipulacja pamięcią o realnej więźniarce

Krasowicz uważa jednak, że mimo wszystkich powyższych grzechów "Tatuażysty z Auschwitz", najgorsze jest to, jak pisarka potraktowała Cecilię Klein - jedną z więźniarek obozu w Oświęcimiu. W powieści pojawia się scena, w której Cilka zostaje zawleczona siłą przez SS-Mana do pokoju z łóżkiem, a następnie tam przez niego zgwałcona. Od tego momentu kobieta zaczyna żyć z nazistowskim żołnierzem w niepisanym związku i czerpać z tego tytułu przywileje.

- Coś takiego nie miało i nie mogło mieć miejsca. Oczywiście żaden SS-Man nie miał żadnego specjalnego pokoju przeznaczonego do gwałcenia więźniarek. I żaden nie utrzymywał z więźniarkami jakichkolwiek relacji dobrowolnych, czy niedobrowolnych, bo coś takiego skończyłoby się oskarżeniem o zdradę rasy i surową karą - bulwersuje się Krasowicz.

Fragment "Tatuażysty z Auschwitz" odbił się echem, ponieważ George Kovach - pasierb Klein, w rozmowie z "The Guradian" zaznaczył, że po przeczytaniu książki nie zgodził się na wykorzystanie jej osoby w powieści. Morris jednak zignorowała jego brak zgody. Mało tego. Po sukcesie "Tatuażysty z Auschwitz" wydała kolejną powieść - "Podróż Cilki".

Redakcja poleca

Skąd więc te wszystkie przekłamania w "Tatuażyście z Auschwitz"? Przecież powieść jest promowana jako oparta na faktach i umieszczana w dziale z książkami historycznymi? Po pierwsze należy zwrócić uwagę, że historia została spisana na podstawie rozmowy z prawdziwym Sokolovem, który zdecydował się w 2003 roku opowiedzieć swoją historię. Każdy, kto miał do czynienia z badaniem historii, wie, że relacja jednego świadka to za mało. Drugi powód to zapewne fakt, że "Tatuażysta z Auschwitz" powstawał jako scenariusz. Osoby, które mają do czynienia z filmami opartymi na faktach, w tym biografiami, wiedzą, jak często kino upraszcza i przekłamuje historię, aby uatrakcyjnić opowieść.

- Ta książka jest nie dość, że obrzydliwa, to jeszcze okropnie szkodliwa. Wyobraźcie sobie, że ktoś bez znajomości realiów obozowych sięgnie po tę książkę, przeczyta o tym jak swobodnie Lale i Gita mogli się spotykać, ile mieli wolnego czasu pomiędzy pracą i pomyśli sobie: "Kurczę, no w tym obozie koncentracyjnym wcale nie było tak źle, skoro się mogli spotykać, umawiać na randki i karmić czekoladą" - zauważa youtuberka. 

- Prawda nie jest istotna, liczy się tylko i wyłącznie opowiedzenie historii w taki sposób, żeby zszokować, przerazić albo wzruszyć czytelnika. Ważne są krwawe opisy i dramatyczne sceny miłosne. Nikogo nie obchodzą prawdziwi ludzie. Liczy się tylko to, żeby książka dobrze się sprzedała - powiedziała Krasowicz, zwracając uwagę, że po sukcesie "Tatuażysty z Auschwitz" pojawiło się mnóstwo podobnych powieści Morris, które niestety nie mają za wiele wspólnego z prawdą i wypierają powoli to, jak naprawdę wyglądało życie w nazistowskich obozach koncentracyjnych.

Źródło: Radio ZET/Barbara Krasowicz/Youtube/auschwitz.org/The Guardian

slot: leaderboard_pod_art