Obserwuj w Google News

Kremlowskie pranie mózgu: rosyjska gwiazda nie rozumie, dlaczego nie wpuszczono jej do lokalu w Gruzji

3 min. czytania
05.10.2022 15:06

Ksenia Sobczak, rosyjska dziennikarka i celebrytka, nie została wpuszczona do restauracji w stolicy Gruzji - Tbilisi. Jej absurdalne słowa z rozmowy z właścicielem lokalu pokazują, jak bardzo rosyjska propaganda "pierze" mózgi Rosjan.

Ksenia Ssobczak
fot. Twitter/@tabagari/screen

Rosyjska celebrytka i dziennikarka Ksenia Sobczak, określana mianem „rosyjskiej Paris Hilton”, której rodzina jest blisko związana z Putinem, udała się do restauracji w stolicy Gruzji i nie została do niej wpuszczona. W sieci krąży nagranie, zarejestrowane podczas jej rozmowy z właścicielem lokalu. Mężczyzna tłumaczy Sobczak, dlaczego nie jest tu mile widziana. Słowa rosyjskiej gwiazdy są absurdalne i pokazują, jak bardzo kremlowska propaganda pierze mózgi Rosjan.

Ksenia Sobczak nie rozumie, dlaczego Gruzini, w których kraju pod przykrywką sił pokojowych stacjonuje rosyjskie wojsko, solidaryzują się z Ukrainą. Stenogram całej rozmowy prezentuje Onet.

Zobacz także: Psychiatrka komentuje oświadczenie Wendzikowskiej ws. mobbingu. Wbija szpilę hejterom prezenterki

Rozmowa Kseni Sobczak z restauratorem z Tbilisi pokazuje absurdy rosyjskiej propagandy

Już na pierwszy rzut oka cała rozmowa jest absurdalna: właściciel lokalu, z którego wyproszono rosyjską celebrytkę, mówi do niej w języku angielskim, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw dla rosyjskiego imperializmu i stosunku Rosji do państw, będących dawnymi radzieckimi republikami. Sobczak, która doskonale rozumie jego słowa, wypowiada się po rosyjsku. Celebrytka nie rozumie, dlaczego Gruzini solidaryzują się z Ukraińcami (czego wyrazem było słynne zdanie na ścianie lokalu: „rosyjski okręcie wojenny – pier*ol się”).

Mężczyzna próbuje tłumaczyć jej, że Gruzja jest okupowana przez Rosję, bo w kraju cały czas pozostają „pokojowe” wojska rosyjskie. Zauważa, że skoro Rosjanie przyjeżdżają do Tbilisi, żeby zjeść tamtejsze specjały, a o tej okupacji nie wiedzą, to nie są w jego kraju mile widziani.

Redakcja poleca

Dalej robi się jeszcze bardziej niedorzecznie, bo Sobczak, mówiąc o wojnie w Ukrainie, nazywa ją „operacją specjalną”. Gruzin poprawia ją, używając jedynego słusznego określenia: „wojna”. Na to Rosjanka zauważa, że nie może używać tego wyrazu, bo grozi jej za to więzienie. Skonsternowany mężczyzna nie może powstrzymać śmiechu.

Zapis rozmowy w języku polskim cytujemy za Onetem.

Ksenia Sobczak: Przybyli tu do Tbilisi (Rosjanie – red.) nie wiedzą wszystkiego o Abchazji.

Mężczyzna: Muszą wiedzieć.

KS: A jeśli nie wiedzą?

M: Jeśli Rosjanie, którzy przybywają do Gruzji, nie znają sprawy Abchazji i Osetii to są po prostu ignorantami. Nie powinno ich tu być. Tacy Rosjanie nie są tu mile widziani. To wspieranie rosyjskiej polityki. Nie wiedzą, że 20 proc. terytorium Gruzji jest okupowane przez Rosjan? Jeśli Rosjanie nie wiedzą, że w tej chwili rosyjska armia jest w Gruzji, że rosyjskie czołgi są 20 km stąd, a rosyjscy żołnierze, którzy udają siły pokojowe, którzy nielegalnie przebywają na naszym terytorium, torturują i porywają mieszkańców, jeśli tego nie wiedzą, a przyjeżdżają tutaj jeść sobie chaczapuri, to nie są tu mile widziani. To wspieranie polityki rosyjskiej. Ignorancja to wsparcie (dla Kremla – red.).

KS: Rozumiem, że chcesz takimi słowami uświadomić Rosjan o tym, co dzieje się w Gruzji i że 20 proc. terytorium kraju jest okupowane przez Rosję. Ale co to ma wspólnego z (napisanym na murze za będącym rozmówcą Sobczak Gruzinem — red.) hasłem "Sława Ukrainie" albo napisem, żeby rosyjski okręt wojskowy poszedł "wiadomo gdzie"? Jak to ma się niby łączyć, co te hasła mają wspólnego z rosyjską okupacją (gruzińskiego terytorium — red.)?

M: Dla mnie się łączy.

KS: Ale co Ukraina ma wspólnego z Gruzją?

M: Nie widzisz żadnych podobieństw?

KS: Myślę, że to dwa oddzielne, suwerenne państwa. Dlaczego chcesz, żeby Rosjanie wiedzieli nie tylko o Abchazji, ale też o... Ja znam wiele osób, które nie popierają tak zwanej specjalnej operacji wojskowej (oficjalna, stosowana przez Kreml, nazwa wojny z Ukrainą – red.).

M: Nie, nie, to jest wojna.

KS: Nie mam prawa używać określenia "wojna" w rosyjskiej telewizji, bo trafię za to do więzienia. Dlaczego to dla was takie ważne?

M: Bo trzeba zdecydować, czy się jest przeciwko – ale tak ogólnie bardzo – wojnie, czy za Ukrainą.