Dramat Marii z "Sanatorium". Syn wybudził się ze śpiączki, ale jest niepełnosprawny
Maria z "Sanatorium miłości 6" weszła do programu na miejsce Marii Luizy, która zdecydowała się opuścić turnus. Mieszkanka Łodzi zgłosiła się z nadzieją, że po 12 latach samotności uda jej się poznać mężczyznę, z którym będzie mogła dzielić radości i smutki. Tych drugich niestety Marii nie brakuje. Kobieta samotnie wychowuje dorosłego syna, który jest niepełnosprawny.
Po odejściu Marii Luizy do ekipy "Sanatorium miłości 6" dołączyła Maria z Łodzi, emerytowana pielęgniarka, która przez lata pracowała w Niemczech. Ma za sobą dwa nieudane małżeństwa, w tym drugie z Niemcem, które przetrwało zaledwie dwa lata. Jest matką dwójki dorosłych już dzieci, lecz jedno z nich jest niesamodzielne. Marysia zwierzyła się, że od lat samotnie wychowuje niepełnosprawnego syna.
Maria z "Sanatorium miłości 6" żyje z niepełnosprawnym synem
Nowa uczestniczka, mimo różnych trudności życiowych, emanuje pozytywną energią i chętnie niesie pomoc innym. Założyła m.in. fundację dla osób niepełnosprawnych umysłowo. Sama musiała zmierzyć z się z ciężką chorobą syna, który w wyniku śpiączki stał się osobą niepełnosprawną.
- Mój syn bardzo mi zachorował. Był leczony silnym lekiem, zapadł w śpiączkę i spał 13 dni. Był już jak nieżywy. Byłam dzień i noc przy jego łóżku. Obudził się, ale jest niepełnosprawny i cały czas ze mną - wyznała Maria w specjalnym materiale.
Szczegóły tej historii poznamy w nadchodzącym odcinku "Sanatorium miłości". Maria z pewnością odsłoni jeszcze niejedno ze swojej trudnej przeszłości.
Jakiego mężczyzny szuka nowa Maria z "Sanatorium miłości"?
Sympatyczna łodzianka dopiero rozkręca się w programie, ale nie ukrywa swoich preferencji odnośnie mężczyzn. Maria bardziej niż wygląd ceni w mężczyznach szczerość, wysoką kulturę osobistą i dbałość o higienę. Stawia na panów empatycznych i z poczuciem humoru. Jak podkreśla, woli być zdobywana niż zdobywać, dlatego panowie zamierzający ubiegać się o jej względu powinni być przebojowi i komunikatywni, ale jednocześnie rozumieć, że do zbudowania wartościowej relacji potrzeba czasu.
Tu się dzieje
