Obserwuj w Google News

„Stranger Things 4”: mocniejszy, mroczniejszy i dojrzalszy sezon [RECENZJA]

5 min. czytania
27.05.2022 12:00

„Stranger Things” wraca na ekrany po długiej, trzyletniej przerwie. Nowa odsłona serialu Netflixa jest nie tylko znacznie dłuższa od poprzedników, ale też dojrzalsza, mroczniejsza i zwyczajnie lepsza. Oceniamy bezspoilerowo pierwszą część 4. sezonu.

Stranger Things 4 - kadr z serialu
fot. materiały prasowe Netflix

„Stranger Things” wraca na ekrany we wspaniałym stylu. Akcja nowych odcinków rozgrywa się w pół roku po wybuchowych wydarzeniach poprzedniej serii, które doprowadziły do tego, że nasi bohaterowie rozjechali się na kilka różnych stron świata. Rodzina Buyersów, wraz z Eleven, mieszka teraz Kalifornii, gdzie Joyce dostała nową pracę. Dustin, Mike, Lucas i Max rozpoczęli niedawno liceum w Hawkins, a Steve i Robin pracują w wypożyczalni wideo. Jest też wątek, rozgrywający się w Rosji, sugerowany już w scenie po napisach poprzedniego sezonu i silnie podkreślany w materiałach promocyjnych nowego sezonu. Pierwszy odcinek, rozpoczynający się zaskakującą retrospekcją, stanowi więc ponowne rozstawienie pionków na planszy i zapowiada nową zagadkę sezonu, która w miarę rozwoju akcji, okaże się bardzo silnie powiązana z tym, co mogliśmy oglądać w poprzednich odcinkach.

Redakcja poleca

„Stranger Things 4” – recenzja. Siła horroru

Tym, co rzuca się na pierwszy rzut oka, oglądając nowe odcinki, jest znacznie mroczniejszy klimat. „Stranger Things” nigdy nie unikało nawiązań do horroru, ale to, co serwują twórcy w nowych odcinkach, to już prawdziwa jazda bez trzymanki. Sposób pokazywania śmierci jest tu wyjątkowo brutalny i obrazowy, przez co może widzów przyprawić nawet o zawroty głowy. Tak dosadnie jeszcze nie było. Jak gdyby twórcy zdawali sobie sprawę z upływu czasu w prawdziwym świecie i wiedzieli, że widzowie zdążyli porządnie podrosnąć od premierowych odcinków i oczekują od serialu bardziej krwawej rozrywki. Tak jak swego czasu w „Harrym Potterze”, tak i tutaj z każdą kolejną odsłoną, dylematy bohaterów są poważniejsze i bardziej mroczne, czego kulminację widać właśnie w odcinkach najnowszego sezonu.

Metody działania „Głównego Złego” nowych odcinków potrafią chwilami porządnie zjeżyć włos na głowie, a niektórych sekwencji nie powstydziłby się żaden dobry film o opętaniu. Rozmach realizacyjny – Netflix poinformował, że odcinki nowego sezonu kosztowały ok. 30 mln każdy – sprawia, że posępny klimat aż miło wylewa się z ekranu. Pomaga w tym świetna, wyjątkowo dobrze dopasowana ścieżka dźwiękowa, która uwypukla dramatyczne i przerażające momenty nowego sezonu.

Stranger Things 4 - bohaterowie w Hawkins
fot. fot. materiały prasowe Netflix

„Stranger Things 4” – na cztery strony świata [RECENZJA]

Nowe odcinki są niezwykle długie – większość z nich trwa ponad 75 minut – a finałowy, siódmy, aż 1h40min. Tak długi czas trwania wynika przede wszystkim z faktu, że główni bohaterowie rozjechali się na wiele stron świata, a twórcy próbują nam w każdym odcinku pokazać, co akurat dzieje się u każdego z nich. Jak gdyby showrunnerzy, bracia Duffer, zdawali sobie sprawę, ze widzowie zdążyli porządnie stęsknić się za serialem, więc przygotowali dla nich zwiększoną dawkę wrażeń i emocji.

Taka struktura jest jednak zarówno plusem, jak i minusem nowego sezonu. Gdy akcja jest poprowadzona dobrze – jak w późniejszych odcinkach sezonu – przeskakiwanie między wątkami podbija dramatyczne elementy każdego z wątków. Gdy jednak poprowadzona  jest przeciętnie – jak w niektórych odcinkach ze środka sezonu – niepotrzebnie wybija widza z zaangażowania w daną historię i testuje jego cierpliwość. Bywają tu momenty, gdy chętnie przeskoczyłoby się już do ciekawszego fragmentu opowieści. Twórcy bowiem nie zawsze umiejętnie sterują uwagą widza, przeplatając sceny z szybkim rozwojem akcji, z tymi, które rozwijają się wyjątkowo powolnie, niemal snując się na ekranie.

Na szczęście im dalej w las, tym więcej grzybów. Późniejsze odcinki stają się ciekawsze, bardziej dynamiczne i pełne zaskakujących zwrotów akcji. W końcu dostajemy też porządne rozwinięcie powolnie rozwijanych wcześniejszych wątków, a kiedy worek z odpowiedziami zostanie otwarty, te wysypią się na widza ze zdwojoną siłą. Nagle okaże się też, że elementy trywialne i nieważne miały znaczenie, a twórcy potrafią spiąć swoją historię piękną klamrą, która przypomina, że już wcześniej mieli pomysł na rozwinięcie swojego serialu.

Stranger Things 4
fot. fot. materiały prasowe Netflix

„Stranger Things 4” - „Jak planujecie powstrzymać diabła, jeśli nie wierzycie, że on istnieje?”

Nowy sezon umiejętnie poszerza dotychczasową mitologię serialu i udziela kilku zaskakujących odpowiedzi. Robi to jednak w tak dobrym stylu, że mimo, iż poznajemy nowe elementy układanki, w naszej głowie rodzi się szereg nowych pytań.

Niezwykle ciekawy jest przede wszystkim wątek wiary w zjawiska nadprzyrodzone, zadający pytanie o rolę religii i kultu w życiu bohaterów. W pewnym momencie z ekranu padnie nawet doskonałe pytanie jednego z pobocznych bohaterów:

„Jak planujecie powstrzymać diabła, jeśli nie wierzycie, że on istnieje?”.

Dość dobrze oddaje ono przestrach zwyczajnych mieszkańców Hawkins, którzy czują, że coś złego dzieje się w ich miasteczku, ale nie wiedzą dokładnie co. Ten wątek stanowi zresztą ciekawy komentarz do kwestii religii, kultu oraz mentalności przerażonego tłumu, który zrobi wszystko, aby ponownie poczuć kontrolę w niepewnych warunkach.

Jest też interesującym dodatkiem do właściwej części historii, gdyż wreszcie pokazuje, jak przerażeni i niepewni muszą być bohaterowie, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w głównych wydarzeniach serialu. My, jako widzowie, podążamy zwykle za tymi, którzy podejmują walkę i szukają informacji. Możliwość spojrzenia na sytuację z zewnątrz, właśnie z perspektywy bohaterów pobocznych, dodaje ciekawego kontekstu, który stawia wszystkie wydarzenia w nowym świetle i pomaga zrozumieć postępującą paranoję mieszkańców.

Stranger Things 4 - Joyce i Murraj
fot. fot. materiały prasowe Netflix

„Stranger Things 4” – ciekawe aktorskie duety

W nowych odcinkach imponuje rozmach i skala wydarzeń, a także ciekawe występy aktorskie, w szczególności nowych członków obsady, którzy dostają duże pole do popisu. Spece od castingu świetnie poradzili sobie z zadaniem obsadzenia nowych członków obsady, którzy czuli się na planie niczym ryby w wodzie, świetnie uzupełniając się z dotychczasowymi bohaterami serii. W szczególności dobrze radzą sobie znany z „Gry o tron” Tom Wlaschicha oraz gwiazda „Darów Anioła: Miasta Kości”, Jamie Campbell Bower. Obaj aktorzy w doskonały sposób grają swoje sceny ze swoimi partnerami na ekranie, wyciągając z każdej ich interakcji wszystkie najpotrzebniejsze emocje.

Bracia Duffer po raz kolejny uraczyli nas też ciekawymi i nietypowymi duetami, jak gdyby wiedząc, że dramat i humor najlepiej budować na przeciwieństwach. W tym kontekście świetnie wypada w szczególności duet Nancy – Robin, Joyce – Murray, czy dużo większa rola Erici, siostry Lucasa, która wchodzi w zaskakujące interakcje z resztą bohaterów. Wartym wspomnienia jest także udział Roberta Englunda, słynnego „Freddy’ego” z „Koszmaru ulicy Wiązów”, który gra tutaj zaskakującą i pełną sprzeczności postać.

„Stranger Things 4”: oceniamy nowy sezon hitu Netflixa

Nowy sezon jest mocniejszy, mroczniejszy i bardziej dojrzały. Na dodatek niezwykle klimatyczny i od pewnego momentu poprowadzony z prawdziwą werwą i wigorem. Nie wszystkie elementy są wprawdzie równie udane, ale kiedy serial wreszcie trafia na swój wyższy bieg i do końca nie zwalnia tempa, umiejętnie angażuje widza i dosłownie wciąga go w przedstawioną akcję. Ostatnie odcinki stanowią tak dobrą rozrywkę i są przykładem umiejętnego storytelingu, że pozwalają przymknąć oko na pewne uchybienia wcześniejszych odcinków, czy drobne potknięcia scenariuszowe, bo zwyczajnie dajemy się porwać rozpędzonej akcji. Dobra zabawa gwarantowana!

Ocena: 8/10

Czytaj także:

RadioZET.pl