Obserwuj w Google News

Monika Richardson pracowała w komisji wyborczej. Mówi o pogwałceniu zasad

3 min. czytania
16.10.2023 14:31

Monika Richardson w dniu wyborów parlamentarnych pochwaliła się, że zaangażowała się w to wydarzenie nie tylko oddając swój głos, ale także będąc żoną zaufania. Teraz mówi o pogwałceniu zasad.

Monika Richardson o wyborach mówi o pogwałceniu zasad
fot. Instgram/@monikarichardson/screen

Monika Richardson tak jak wiele polskich gwiazd pochwaliła się swoim udziałem w wyborach parlamentarnych, które 15 października odbywały się w Polsce. Okazuje się, że prezenterka, poza tym, że spełniła swój obywatelski obowiązek, idąc do urny wyborczej, to jeszcze zaangażowała się w wydarzenie w zupełnie inny sposób. Została "żoną zaufania". Rolą takiej osoby jest czuwanie nad przebiegiem wyborów, obserwowanie ich i zwracanie uwagi na ewentualne nieprawidłowości proceduralne, które mogą narazić któregoś z kandydatów na utratę głosów. W rozmowie z Plejadą prezenterka skomentowała to, co zaobserwowała. Nie wszystkie jej wnioski są budujące.

Monika Richardson pilnowała wyborczych procedur. Mówi o pogwałceniu zasad

Monika Richardson jest przekonana, że organizacja wyborów pozostawia wiele do życzenia. W komisji, w której miała możliwość działać, zaobserwowała spore zamieszanie. Jak uważa, połączenie referendum z wyborami było błędem, ponieważ ludzie nie do końca wiedzieli, jak się zachować, odbierając karty wyborcze. Szczególnie dotyczyło to osób, które nie chciały brać udziału w referendum. Przede wszystkim, w opinii prezenterki, pogwałcono zasadę tajności, czyli nadrzędną regułę wyborów powszechnych.

Redakcja poleca

- Niewątpliwie ogromnym błędem było połączenie wyborów z referendum, ponieważ wywołało to ogromne zamieszanie i konfuzję wśród wyborców. Po pierwsze, pogwałcona została pierwsza i nadrzędna zasada każdych wyborów powszechnych, czyli zasada tajności — przekazała Monika Richardson.

Prezenterka zauważa, że często już przy odbiorze kart dochodziło do szufladkowania wyborców. Ci, którzy nie chcieli referendalnej karty, uznawani byli za zwolenników Koalicji. Ci, którzy głosowani, byli postrzegani jak zwolennicy PiS. Zdaniem Moniki Richardson prowadziło to nadużyć, także wywoływało trudności emocjonalne. - Ten, kto mówił głośno i wyraźnie bez referendum, a to się zdarzało bardzo często, od razu był identyfikowany jako wyborca opozycji. Ten, który nic nie mówił i podpisywał, od razu był wyborcą PiS albo Konfederacji. Po drugie bardzo wielu ludzi jednak się myliło. To znaczy, nie mówiło na czas, że chcą bez referendum. Później chcieli zwrócić karty w komisji i w zależności od tego, na kogo trafiło, to udawało się zwrócić lub nie. Krótko mówiąc, powodowało to różnego typu nadużycia. Również trudność emocjonalna, ponieważ tak naprawdę każdy z nas ma jakiś światopogląd — zdradziła Richardson.

Monika Richardson zachwala wyborczą atmosferę

Jednak wnioski Moniki Richardson są nie tylko negatywne. Celebrytka uważa, że wyborcza atmosfera była cudowna. Porównała to do wyborów z 1989 roku. - Była (atmosfera - przy. red.) absolutnie cudowna. Taka, jak w 1989 roku, kiedy odbywały się częściowo wolne wybory i to było niesamowite dla mnie zupełnie. Ja sobie przypomniałam, jak jeszcze w 1990 r. pisałam maturę i to był taki początek nowej Polski. Taka nadzieja, która znowu w ludzi wstąpiła, że mimo iż panuje w Polsce komunizm, jesteśmy wciąż w PRLu, to nie wszystko stracone. Nawet te częściowo wolne wybory, które dawały nam przecież, przypominam, tylko jedną trzecią w parlamencie, to jest coś, o co warto walczyć — przekazała dziennikarka na łamach Plejady.

Nie przegap
Nie tylko Rubik czy Rosati. Te gwiazdy poszły na wybory parlamentarne 2023
48 Zobacz galerię
fot. Instagram @agata_rubik