Obserwuj w Google News

Marcin Prokop o włos od śmierci na planie "Mam talent!". Uratował go operator. "Byśmy dzisiaj nie rozmawiali"

2 min. czytania
02.08.2022 07:54

Marcin Prokop w wywiadzie wrócił pamięcią do szokującego wydarzenia, jakie miało miejsce na planie "Mam talent!". Gwiazdor TVN przyznał, że znalazł się o krok od śmierci i tylko szybka reakcja operatora pozwoliła uniknąć tragedii.

Marcin Prokop
fot. screen: YouTube @ Swiat Motocykli

Marcin Prokop to dziennikarz i prezenter, którego nie trzeba przedstawiać większości widzów polskiej telewizji. Może pochwalić się ogromnym medialnym doświadczeniem. Pisał dla "Wprost" czy "Gazety Wyborczej", był redaktorem naczelnym "Machiny" i "Filmu", jednak największą popularność przyniosła mu praca w telewizji. Debiutował na antenie MTV Polska, oceniał uczestników "Idola" w Polsacie, w TVP współprowadził między innymi "Pytanie na śniadanie". Od 2007 roku jest jedną z największych gwiazd TVN, a jego cięty humor i często nieprzewidywalne żarty podbijają serca widzów, którzy pokochali go między innymi za " Dzień Dobry TVN" i "Mam talent!".

Marcin ma szczęście do bardzo udanych duetów. Z Dorotą Wellman współpracuje od czasów "Pytania na śniadanie" i zdaniem wielu osób tworzą najlepszy duet prowadzących w krajowej telewizji. Równie dobrze dziennikarz wypadał, prowadząc "Mam talent!" w parze z Szymonem Hołownią. Nie brakowało złośliwości i wzajemnych docinek, które przypadły widzom do gustu. Prokop w rozmowie z reporterką "Dzień Dobry TVN" opowiedział o kulisach nagrań talent show. Okazuje się, że omal nie stracił życia podczas prac nad programem, w niebezpieczeństwie znalazł się także Hołownia.

Redakcja poleca

Marcin Prokop mógł zginąć na planie "Mam talent!". Gwiazdor TVN otarł się o śmierć

Marcin Prokop nie ukrywał, że na planie "Mam talent!" dochodziło do wielu niebezpiecznych sytuacji, jak awaryjne lądowanie balonem czy wpadnięcie Szymona Hołowni do wody. 

- Przykład to lot balonem, który zakończył się awaryjnym lądowaniem z Szymonem Hołownią w koszu na polu pewnego rolnika, który próbował nas potem z tego kosza wydobyć widłami (...). Okazało się, że Szymon nie umie pływać i musiałem go wydobywać na brzeg, bo zaczął się topić - opowiadał.

Okazuje się, że podczas nagrywania scen w piętrowym autobusie Prokop omal nie zginął. Uratowała go szybka reakcja operatora.

- Operator w ostatniej chwili krzyknął do mnie: "uwaga!". Ja zrobiłem unik i wtedy w miejscu, gdzie była moja głowa, świsnął mi pylon sygnalizacji świetlnej. Gdybym się nie uchylił, to pewnie dostałbym nim głowę od tyłu i może byśmy dzisiaj nie rozmawiali, a może byś karmiła mnie łychą w szpitalu - ocenił prezenter.

Mimo to gwiazdor TVN nie wyobraża sobie pracy bez odrobiny adrenaliny.

- Takich historii, gdzie zagrożone było mienie, a być może nawet zdrowie i życie, było całkiem sporo, natomiast z tej soli składa się moja telewizyjna rzeczywistość i gdyby mi tego zabrakło, i gdybym miał siedzieć w studiu i czytać wiadomości z promptera, to chyba bym wolał pracować w fabryce kafelków - podsumował.

Miejmy nadzieję, że Marcin otrzyma upragnioną adrenalinę bez konieczności ryzykowania życiem.