Obserwuj w Google News

Koroniewska przeszła koszmar przez profesorkę z filmówki. Zabroniła jej pożegnać umierającą mamę

3 min. czytania
25.03.2021 17:45

Joanna Koroniewska zabrała głos w sprawie przemocy w Łódzkiej Szkole Filmowej. Aktorka ujawniła nazwisko wykładowczyni, która okrutnie potraktowała ją przed dyplomem. "Nie wybaczę jej tego nigdy" - pisze była gwiazda "M jak miłość".

Joanna Koroniewska
fot. TRICOLORS/East News

Nie milknie sprawa przemocy w Szkole Filmowej w Łodzi i Akademiach Teatralnych. Kolejni absolwenci oskarżają wykładowców o złe traktowanie i ujawniają nazwiska pedagogów, którzy mieli dopuścić się nadużyć. Po wstrząsającym wpisie Anny Paligi, która jako pierwsza poruszyła temat publicznie, o swoich doświadczeniach napisali m.in. Dawid Ogrodnik, Maria Dębska, Zofia Wichłacz i Weronika Rosati. Pod adresem wykładowców, często znanych i cenionych aktorów, padają poważne oskarżenia m.in. o poniżanie, znęcanie się psychiczne i fizyczne, a nawet molestowanie seksualne. Sporo mówi się także o fuksówkach.  Do przemocy podczas zabawy inicjacyjnej przyznał się znany z "Bożego Ciała" Bartosz Bielenia.

Redakcja poleca

Joanna Koroniewska wspomina "krwawą" profesor z łódzkiej filmówki 

Joanna Koroniewska podzieliła się traumatycznymi wspomnieniami ze studiów w Łódzkiej Szkole Filmowej. Była gwiazda "M jak miłość" opisała zmagania z profesor Ewą Mirowską, o której wcześniej wspominała Weronika Rosati. Wykładowczyni uczyniła Koroniewską swoją pupilką i postanowiła ją odpowiednio zahartować. 

Tak, na samą myśl o nazwisku Ewa Mirowska robi mi się niedobrze - wyznaje we wpisie aktorka. W imię zahartowania mnie, od razu na początku wybrała mnie sobie za cel i szczerze, była to niekończąca się moja walka z upokorzeniem, wstydem i samymi najgorszymi emocjami.

Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to, jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych. Do historii przejdzie jeden z egzaminów, w trakcie którego podczas mojego monologu na scenie, przerwała mi i z wściekłością zaczęła mnie poprawiać i krzyczeć na mnie, żebym zaczynała raz jeszcze, i tak parokrotnie. Bawiła się chyba tym moim strachem, ewidentnie TO lubiła. A ja?!! Ja niczym w traumie wciąż zapominałam.

Koroniewska wspomina okrutną decyzję Mirowskiej, gdy umierała mama aktorki. 

Ale nie zapomnę jej jednego. I niestety nie wybaczę jej tego nigdy. Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni. Siedząc z moją umierającą mamą, bez rodzeństwa, bez oparcia ze strony ojca, zadzwoniłam do Pani Mirowskiej, że to ostatnie godziny mojej mamy i bardzo chciałabym móc ją pożegnać. Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała.

Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (jedynego, w którym mogłam wystąpić w danym roku, ze względu na wspomnianą krytyczną sytuację rodzinną). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona a ja prosiłam o zaledwie jeden dzień. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos moje Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać, mimo że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka. Kiedy ponownie wybierałam numer, nikt nie odebrał, co było jednoznacznym sygnałem, że nie mam wyboru - opowiada Joanna Koroniewska. 

W dalszej części wpisu aktorka zwierza się, że do dziś nie może sobie wybaczyć, że zamiast czuwać przy samotnie umierającej matce, pojechała na próbę do dyplomu. 

I tego najbardziej nie mogę sobie darować, że się nie zbuntowałam. [...] Oczywiście tego samego dnia, którego wyjechałam na próbę do Łodzi, moja mama umarła. W hospicjum. W samotności - wspomina. 

Jak pisze, podobne sytuacje zdarzały się w filmówce nagminnie. "Wmawianie nam, że sztuka jest ważniejsza niż życie. Uprzedmiotawianie nas. Łamany był każdy". Pod koniec Koroniewska zwróciła się do profesor Mirowskiej. 

Tak pani Ewo. Nadal jestem aktorką. Tak, mam się świetnie i cieszę się z tego, że wiem, że Pani czyny wobec niektórych studentów były okrutne - pisze aktorka. 

Całość wpisu Joanny Koroniewskiej można przeczytać na zdjęciach w poniższym poście. 

Rozlicz PIT i przekaż 1 procent Fundacji Radia ZET