Obserwuj w Google News

Syn Joanny Racewicz zaginął. Nikt jej nie pomógł? "Opowieść o ludzkiej obojętności"

Maciej Friedrich
2 min. czytania
26.01.2023 10:39

Joanna Racewicz wróciła wspomnieniami do strasznego wydarzenia, jakim było zaginięcie jej synka. Dziennikarka była w szoku, kiedy okazało się, że nie mogła liczyć na pomoc postronnych osób. Nie ukrywała, że ludzka obojętność była dla niej przerażająca. 

Joanna Racewicz
fot. TRICOLORS/East News

Joanna Racewicz to jedna z najpopularniejszych polskich dziennikarek, znana między innymi z "Panoramy", "Dzień Dobry TVN" i "Pytania na śniadanie". Obecnie jest jedną z gwiazd telewizji Polsat. Głośno było także o książce "12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie", zbiorze rozmów przeprowadzonych przez Racewicz z kobietami, których bliscy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Ona sama straciła wtedy męża, oficera Biura Ochrony Rządu Pawła Janeczka. Dziennikarka chętnie opowiada o swoim życiu, także o trudnych momentach. W rozmowie z Jastrząb Post wspominała o niebezpiecznej sytuacji, kiedy zaginął jej synek.

Joanna Racewicz zgubiła syna? Dziennikarka opowiedziała wstrząsającą historię

Joanna Racewicz przed laty wybrała się ze swoim małym wtedy synkiem do centrum handlowego. Chwila nieuwagi wystarczyła, by chłopiec oddalił się niepostrzeżenie.

- Mój synek był wtedy bardzo malutki. Miał trzy latka. Byliśmy w centrum handlowym, gdzie jeszcze wtedy była sala zabaw. Bardzo chciał pojechać na nią na dół – były tam kulki, zjeżdżalnie, to, co dzieci kochają najbardziej. Ja na sekundkę odeszłam od niego, zostając tam na dole i powiedziałam mu, że będę przy tym stoliku, tylko zrobię sobie kawę. Ale najwyraźniej coś go zaniepokoiło, nie zauważył mnie wtedy, kiedy byłam mu potrzebna no i wyszedł - opowiadała. 

Przerażona dziennikarka rzuciła się w pogoń za pociechą i szukała pomocy wśród osób znajdujących się w budynku. Niestety, spotkała się z murem obojętności.

Redakcja poleca

Joanna Racewicz przerażona ludzką obojętnością. Nikt nie pomógł jej szukać dziecka

Okazuje się, że w centrum handlowym pełnym klientów nikt nie pomógł zrozpaczonej Joannie Racewicz. Nawet ochroniarz obiektu nie wykazał inicjatywy.

- Zapytałam ochroniarza, który był na miejscu, gdzie jest moje dziecko i w odpowiedzi usłyszałam, że dziecko wyszło. Nie mieściło mi się w głowie, jak to jest możliwe, że dorosły człowiek pozwala wyjść na zewnątrz dziecku ubranemu tylko w koszulkę z krótkim rękawem i skarpeteczki. Znalazłam go, z mojej perspektywy po bardzo długim czasie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt z dorosłych nie zareagował. Ci ludzie ubrani w kurtki, czapki, szaliki, bo była zima, nie zwrócili uwagi na plączące się po korytarzu, po holu małe dziecko bez opieki. To dla mnie jedna z bardziej traumatycznych sytuacji i opowieść o ludzkiej obojętności - wspominała.

Miejmy nadzieję, że przez lata podejście wielu osób się zmieniło. Pamiętajmy, że podobna sytuacja może przydarzyć się każdemu z nas.