Obserwuj w Google News

Joanna Racewicz zdjęła wieńce od rządu z grobu męża. "Rok temu nie zostałam wysłuchana. Teraz też"

Anna Skalik
3 min. czytania
10.04.2022 17:05

Joanna Racewicz opublikowała post, w którym poinformowała o tym, że zdjęła z grobu męża wieńce od rządowej delegacji. Paweł Janeczek jest jedną z ofiar katastrofy smoleńskiej, a Racewicz od lat apeluje o uszanowanie jej żałoby. Obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej dziennikarka nazywa "wyścigiem zbrojeń", na który dawno już nie ma miejsca.

Joanna Racewicz
fot. Instagram/Joanna Racewicz/screen

Joanna Racewicz jest jedną z tych osób, które w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku straciły kogoś bliskiego. Na pokładzie TU-154 był jej mąż, Paweł Janeczek, ówczesny Szef Ochrony Prezydenta RP. Przez wszystkie lata dziennikarka apeluje do władz o to, by w tę smutną rocznicę pozwoliły rodzinom ofiar katastrofy przeżywać żałobę w spokoju i ciszy, zamiast robić z obchodów kolejne narodowe święto męczeństwa z rządowymi delegacjami i wieńcami.

Rok temu nie zostałam wysłuchana. I teraz też nie jestem - zauważyła w swoim wpisie Racewicz. Dziennikarka poinformowała w sieci o tym, że zdjęła wieńce delegacji rządowej z grobu męża. W poruszającym komentarzu prezenterka przyznała, że w obchodach rocznicy katastrofy wcale nie chodzi o uczczenie pamięci tych, których nie ma, a uroczystości nazywa "wyścigiem zbrojeń".

Zobacz także: Paulina Młynarska ostro podsumowała wycie syren 10 kwietnia. "Brzydzę się"

Joanna Racewicz zdjęła rządowe wieńce z grobu męża. "Prosiłam: nie przygniatajcie go kwiatami"

W swoim najnowszym wpisie Joanna Racewicz opowiedziała o kolejnej rocznicy tragicznej śmierci jej męża, Pawła Janeczka. Ponieważ jest on jedną z ofiar katastrofy smoleńskiej, corocznie na jego grobie pojawiają się wielkie wieńce od rządowych delegacji, a do pomnika wędrują "wycieczki" "depczące spokój przy czarnym granicie". Dla dziennikarki jest to bardzo trudne, bo chciałaby móc swoją stratę przeżywać w spokoju.

Dwanaście lat. Wieczność. Mam wrażenie, że powiedziałam i napisałam już wszystko. Na własnych prawach. Na swoich warunkach. Dwanaście lat to dość czasu, żeby uwierzyć w nowe życie, zabliźnić rany, wyciągnąć rękę do kogoś, kto kiedyś odwracał się plecami. Nawet gdy pluł w twarz i przekonywał, że to „tylko” deszcz pada. Przebaczenie wymaga czasu, ciszy. I szansy na spokojny oddech - napisała Racewicz.

To też wystarczająco długo, żeby pamięć przeszła w strefę symbolu, a nie „wyścigu zbrojeń”. Rok temu prosiłam: „Zostawcie Tupolewa, oszczędźcie Janosika. Nie przygniatajcie Go kwiatami. Jemu, Im są zbyteczne. To lustro waszych potrzeb. Proszę mnie dobrze zrozumieć - jestem wdzięczna za pamięć, za pochylenie nad każdym nazwiskiem odczytywanym rano 10 kwietnia na Powązkach. Tym bardziej, że LUDZI KTÓRYCH NIE MA w tym narodowym capstrzyku najmniej. Rok temu nie zostałam wysłuchana. I teraz też nie jestem. Dlatego - proszę mi wybaczyć - panie Premierze, panowie Ministrowie i Szefie SOP - Wasze wieńce (imponujące) - położyłam obok kamienia. Niech to jedno jedyne miejsce, jedna jedyna przestrzeń będzie dla nas. Dla symbolu, który dla nas istotny. Właśnie teraz - stwierdziła Joanna Racewicz.

Dziennikarka zauważyła, że być może ktoś uzna to za niewdzięczność, jednak przez 12 lat od katastrofy ma aż nadto przykładów na to, jak z rocznicy czyjejś śmierci można zrobić "cmentarny hyde park".

Redakcja poleca

Przesadzam? Wykazuję się niewdzięcznością? Może. Ale przez dwanaście lat nazbierałam wiele opowieści o deptaniu spokoju przy czarnym granicie. Mogę sypać nimi, jak z rękawa. Ktoś pozował oparty o krzyże, jakby to były misie z Gubałówki. Ktoś inny robił zdjęcia wtedy, gdy dzieci podlewały kwiaty na grobach ojców. Były wycieczki z tubami, jak na meczu. Były przepychanki: „bo przecież ja ostatnio niosłam pochodnię, mam prawo zobaczyć, kto tu leży. A pani to w ogóle jest pewna, ze nie pochowała pani tu samego worka ze śmieciami?” Oraz głośne komentarze - kto zdrajca, a kto wybawiciel. Cmentarny hyde park - pisze gorzko Racewicz.

We wpisie nie zabrakło jednak także miłych słów, którymi dziennikarka podziękowała ludziom za otuchę wartą więcej niż ogrom kwiatów, które zasłaniają cały nagrobek zmarłych.

Dziękuję za wszystkie dobre myśli i każde ciepłe słowo. Dziękuję za milczenie, uścisk dłoni. Za wyszeptane - kiedyś i teraz - "proszę się trzymać". Choć to ulotne - więcej waży, niż potężny stelaż z goździkami zamówiony "z rozdzielnika" - podsumowała dziennikarka.