slot: premiumboard
slot: topscroll
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

Głośna książka już w księgarniach. „Jaki kraj, taka klątwa Tutanchamona”

5 min. czytania
25.04.2024 16:53

Książka pt. „Wyszło jak zwykle… Rozbrajająca historia Polski” wchodzi na rynek. Opisuje ona dzieje naszego kraju w anegdotycznej formie. Wszystko, co jest w niej zawarte, oparte jest na faktach. Można zobaczyć między innymi, jak władcy Polski umierali w sposób godny laureatów nagrody Darwina. Tylko u nas przeczytacie fragment powieści.

Głośna książka już w księgarniach. „Jaki kraj, taka klątwa Tutanchamona”
fot. Materiały prasowe
slot: billboard
slot: billboard

Władysław II Jagiełło (zm. 1434)

Władysław Jagiełło […] kochał polowania. Dlatego często można go było spotkać w Puszczy Białowieskiej. I to właśnie tutaj, prawdopodobnie w 1426 roku, goniąc niedźwiedzia, spadł z konia i złamał nogę. Jednak dla króla ten upadek nie okazał się śmiertelny. Gorszy okazał się spacer po lesie. Otóż król będąc w Medyce, uznał, że warto wyskoczyć na świeże powietrze, by posłuchać śpiewu słowików. Taki był z niego romantyk! Jednak tak się zasłuchał, że solidnie zmarzł, a to szybko doprowadziło do przeziębienia. Gdyby posłuchał swojej matki, wiedziałby, że „ubierz czapkę, bo się przeziębisz”! Król dostał zapalenia płuc i kilka dni później zmarł. Miał pecha. Wtedy jeszcze nie było Goździkowej ani żadnej innej pani magister w aptece, która by doradziła, co wziąć na kaszel. Albo chociaż zapytała: – A ma pan kaszel suchy czy mokry?…

Znani-ludzie-o-ksiazce
fot. Materiały prasowe

Henryk Walezy (zm. 1589)

Idąc dalej po linii historii, docieramy do Henryka III Walezego. Tak, to pierwszy polski król wybrany podczas wolnej elekcji. Tak, to Francuz. Tak, to ten, który później ucieknie z Polski pod osłoną nocy. Dalej nawet nie będę o nim pisał, co on nam napsuł krwi, żeby nie psuć nam humoru… Już wcześniej nieco o nim wspominałem. W każdym razie mężczyzna, jak na króla przystało, zginął na tronie, choć niekoniecznie złotym…

Otóż niespodziewanie, w królewskich progach, w głównej rezydencji w Saint-Cloud, pojawił się dominikanin, Jacques Clément. Człowiek ten stwierdził, że przywiózł Walezemu listy, a poza tym musi z nim pomówić na osobności. Ten się zgodził i kolejnego dnia, gdy król Henryk III Walezy, już jako król Francji, poszedł za potrzebą do królewskiego wychodka i usiadł na sedesie, zaprosił do siebie duchownego. Ten przekazał mu korespondencję i szeptem przyznał, że ma jeszcze garść tajemniczych wieści, które mogą usłyszeć jedynie królewskie uszy. To był miód na serce Walezego. W końcu ktoś ma coś tylko i wyłącznie dla niego. No, tak powinno się traktować króla! Wtem Walezy rozgonił swoje otoczenie. Tym sposobem w wychodku król został sam na sam z dominikaninem.

Duchowny poprosił, by władca zaczął czytać dostarczone listy. A gdy ten zaczął się z nimi zapoznawać, dominikanin ugodził go sztyletem prosto w brzuch. Dzień później król już nie żył. Podobnie jak dominikanin, którego błyskawicznie poćwiartowano i spalono. To była okrutna zemsta za królobójstwo. Jednak papieżowi Sykstusowi V zrobiło się żal dominikanina do tego stopnia, że uznał go za męczennika, a nawet w otoczeniu głowy Kościoła myślano, aby uczynić go świętym. I było wyjeżdżać królowi z Polski, a właściwie uciekać? To nie, zachciało mu się luksusów. Francja, elegancja!

Wyszlo-jak-zwykle-Rozbrajajaca-historia-Polski
fot. Materiały prasowe

Kazimierz IV Jagiellończyk (zm. 1492)

Abstynencja nie zawsze musi gwarantować długowieczność. Przekonał się o tym Kazimierz Jagiellończyk. Choć poił się jedynie wodą, a od alkoholu trzymał się z dala, to i tak stu lat nie dożył. Co prawda, dotrwał do całkiem pięknego wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Jednak dla koneserów alkoholu będzie to pewnie za mało! Co by powiedzieli, gdyby dotrwał do 0,7…, czyli siedemdziesiątki. To co innego. Niestety, 7 czerwca 1492 roku około trzeciej nad ranem odszedł ten król Polski i wielki książę litewski.

Kilka dni wcześniej dostał ciężkiej biegunki. Rozstrój żołądka był niemiłosierny. Lekarze z zakonu bernardynów polecili więc, by król jadł dużo pieczonych gruszek i litewskiego chleba razowego. To jednak nie pomogło. I jakoś mnie to nie dziwi. Od zawsze prababka mi powtarzała, żeby nie jeść za dużo gruszek, bo to wywołuje efekt przeczyszczający. Widocznie król nie miał prababki, albo się jej najzwyczajniej w świecie nie posłuchał. W każdym razie król zmarł w wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Następnie pochowano go na Wawelu.

Ciekawe jest to, co następuje dalej. 13 kwietnia 1973 roku, w piątek, przy okazji prac konserwatorskich w katedrze wawelskiej jego grób zostaje otwarty po wiekach. Dzieje się to przy okazji gruntownych prac konserwatorskich. Badacze najpierw wiercą dwucentymetrowy otwór, później zaś odkuwają kawał ściany. Gdy już mają zajrzeć do grobowca, jeden z badaczy trzyma w rękach książkę o klątwie Tutenchamona. Humor jednak wszystkim dopisuje i ktoś żartuje „Kto pierwszy tam wejdzie, ten pierwszy zejdzie…”. Jego słowa okażą się prorocze…

Nawiasem mówiąc, oficjalną zgodę na otwarcie grobu króla i jego żony Elżbiety wydał arcybiskup metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła, przyszły papież Jan Paweł II*. Po analizie szczątków króla badacze dochodzą do wniosku, że był dość wysoki – miał 174–179 centymetrów wzrostu, był pochowany nago i miał przy sobie drewniane insygnia królewskie. Następnie, 18 października 1973 roku następuje kolejny uroczysty pochówek. Mszę celebrują prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński i kardynał Wojtyła.

Dopiero teraz dochodzi do sensacyjnych wydarzeń. W ciągu kolejnych dziesięciu lat umiera piętnaście osób obecnych przy otwarciu grobowca króla, w tym autor słów „Kto pierwszy tam wejdzie…”. Wśród badaczy zaczyna się otwarcie mówić o „polskiej klątwie Tutenchamona”. Dla niezorientowanych przypomnę, że w 1922 roku Anglicy odkryli egipski grobowiec Tutenchamona. Później ci, którzy przy tym pracowali, kolejno zaczęli umierać. Teraz ten sam problem pojawił się wraz z „klątwą Jagiellończyka”. Zaczęto spekulować, skąd wzięła się klątwa. Czy zarówno faraon Tutenchamon, jak i król Kazimierz Jagiellończyk wpadli w pośmiertny gniew i źli z powodu zakłócenia spokoju mieli odbierać życie intruzom?

Jeśli jesteście Czytelnikami żądnymi sensacji, to nie czytajcie tego, co było dalej… Później okaże się, że żadnej klątwy nie było. Za śmierć badaczy nie miał być odpowiedzialny król, kosmici ani reptilianie. Otóż okazało się, że po pięciuset latach w sarkofagu roiło się od bakterii i zarazków. O kurzu nawet nie wspomnę – przecież nikt od stuleci tam nie odkurzał, o myciu podłogi nie wspominając. Pośród setek tysięcy bakterii była pleśń z gatunku kropidlaka żółtego. A ta z kolei wytwarza toksyny, które atakują skórę, układ oddechowy, narządy wewnętrzne, do tego może nam zafundować nowotwór. I to właśnie ona miała zabić 15 spośród 32 członków ekipy badawczej. Może jednak warto było posłuchać napisów, które jeszcze zażycia nakazał wyryć w swojej krypcie król. A brzmiały one „Czyż nie wiesz, że ręce królów sięgają daleko?” oraz „Niszczyciel tego dzieła będzie przeklęty”… Złośliwi pewnie by rzekli – „jaki kraj, taka klątwa Tutanchamona”…

slot: leaderboard_pod_art