slot: premiumboard
slot: topscroll
topscrollRun:
Obserwuj w Google News

Czego boi się Polska na Eurowizji? Obaw jest całkiem sporo

3 min. czytania
Aktualizacja 08.05.2024
08.05.2024 11:08

Polsce przyśniła się Eurowizja – i nie był to sen przyjemny. Źródło przerażenia i konkursowej migreny jest jasne. Jakie koszmary najbardziej gnębią ojczyznę i krajowego nadawcę w kontekście najpopularniejszego widowiska muzycznego na świecie?

Czego boi się Polska na Eurowizji? [Felieton]
fot. Jessica Gow/TT/Shutterstock/Rex Features/East News
slot: billboard
slot: billboard

Eurowizja i polskie strachy

Polska budzi się gwałtownie w przepoconej pościeli, bo znów śniła się jej Eurowizja. - Ale skąd te koszmary? Przecież wszystko już dawno załatwione, przynajmniej w tym roku – duma nad swoją senną wizją. Teoretycznie powodów do zmartwień nie ma; reprezentanci są zazwyczaj grzeczni, zachowawczy i mało oryginalni (nie wszyscy mogą być wszak grupą Ich Troje czy Michałem Szpakiem). Sami zainteresowani wślizgują się nawet co mniej więcej dwa lata do finału, gdzie niczym szumiący, górski strumyk spływają do drugiej połowy tabeli wyników, szemrząc standardowe podziękowania.

Polska (a może tylko krajowy nadawca?) wzdryga się na wspomnienie swojego snu, bo choć majaki nie ujawniły kandydata idealnego, to zdradziły największe obawy konkursowe. Czego najbardziej boi się Polska na Eurowizji?

Eurowizja nie dla samodzielnych?

Senny koszmar rozpoczął się fatalnym, choć możliwym elementem scenariusza. Co za dramat, myśli Polska, wokalista stojący sam na scenie! Bez tancerzy z baletowym albo szarpanym układem choreograficznym?! Ani utwór, ani solista nie są przecież w stanie tego unieść. Nawet o Krystiana Ochmana musiały obijać się poowijane w ciemne tkaniny dementory. A jeśli tancerzy już naprawdę wcisnąć się nigdzie nie da, to niech przynajmniej kamera pokaże sekcję smyczkową… - Oszczędność środków wyrazu jest naprawdę niepotrzebna. Wyciskamy tyle, ile się da – uznaje Polska i idzie do kuchni na herbatę.

Wspomnienie strasznego snu nie chce jednak odejść. Eurowizyjny strach przybrał w koszmarze różne formy, a jedna z nich zakładała, że zamiast osamotnionego solisty na scenie staje... zespół. - Na co to komu? - zrzędzi nad herbatą Polska, która w całej historii swoich startów wysłała na konkurs zaledwie sześć zespołów (Sixteen, dwukrotnie Ich Troje, Blue Café, Ivan i Delfin, The Jet Set i Tulia). Tylko soliści są w stanie coś zdziałać! - Można dobrać im tancerzy, członkowie grup muzycznych ograniczają możliwości choreograficzne, to od razu mniej miejsca na scenie – mamrocze Polska pod nosem i aż krzywi się na myśl o oddaniu przestrzeni zespołowi (możliwe, że w dodatku niezwiązanemu z gigantyczną wytwórnią).

Redakcja poleca

Eurowizyjna migrena. Żart i wygłup możliwy w Polsce?

Polska masuje skronie, bo cały sen brzmiał migrenogennie i dziwnie znajomo. Chyba śpiewano w języku ojczystym. Cała piosenka stworzona po polsku! - I to bez anglojęzycznych wrzutek rodem z Eurowizji Junior – szepcze do siebie Polska i wciąż nie potrafi uwierzyć w tę straszliwą wizję. O ostatniej piosence zaśpiewanej w całości po polsku (Magdalena Tul, „Jestem”, 2011) woli zapomnieć. Nie uwzględnia jednak zauważalnego wzrostu zainteresowania eurowizyjnymi utworami śpiewanymi w językach innych niż angielski (zwycięskie „Amar pelos dois”, „Zitti E Buoni”, „Stefania”; doceniane przez fanów serbsko-łacińskie „In corpore sano”, francuskie „Voilà”, „Tout l’univers” ze Szwajcarii czy „Hatrið mun sigra” z Islandii). - Włochy, Francja czy Ukraina mają śpiewne języki ojczyste – próbuje argumentować Polska w walce z wyrzutami sumienia. Ale czy ze śpiewności słyną również Serbia, Islandia, Litwa czy Portugalia?

Zobacz także

Polska wychodzi na balkon i słucha śpiewu ptaków, wracając do ostatniej i najbardziej przerażającej wizji: dobrej zabawy i wygłupów. Na Eurowizji przecież aż roi się od wystąpień żartobliwych czy perfomatywnych, ale trudno wyobrazić sobie przynajmniej jednego, polskiego reprezentanta osadzonego w konwencji przymrużającej oko. - Interesuje mnie tylko zwycięstwo, musi być godnie – oznajmia Polska ptakom - choć brakuje wśród nich orła białego - i z przerażeniem myśli o głośnych i ewidentnie satyrycznych występach sprzed lat („So lucky”, „Mama ŠČ!”, „Give That Wolf a Banana”, „Cha Cha Cha” i przede wszystkim kultowe „Dancing Lasha Tumbai”).

Bo co z tego, że Konkurs Piosenki Eurowizji toczy się w ostatecznym rozrachunku o sympatię fanów, kryształowe trofeum i złote kalesony, a kwalifikacja finałowa zależy od różnych czynników? Polska nie potrafi zwizualizować sobie lekkiego podejścia do widowiska. Uśmiech i luz – zarówno ze strony nadawcy, jak i krajowej publiczności - pozostają bowiem w sferze rzeczy niewyobrażalnych.

Źródło: Radio ZET

Nie przegap
slot: leaderboard_pod_art