Wednesday
Jenna Ortegal w serialu "Wednesday"
fot: materiały prasowe Netflix

„Z Wednesday mamy pasję okaleczania”. Rodzina Adamsów według Burtona

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń Redaktor Radia Zet
25.11.2022 11:47

Jenna Ortega wciela się w kultową postać Wednesday Addams w nowym serialu Netflixa. Zapytaliśmy młodą aktorkę o inspiracje do roli, najtrudniejsze doświadczenia na planie oraz o to, dlaczego widzowie tak chętnie wracają do opowieści o rodzinie Addamsów.

„Wednesday” to nowe spojrzenie na słynną rodzinę Addamsów. Opowieść o młodych latach córki charakterystycznego rodu inspirowana jest komiksami Charlesa Addamsa, publikowanymi od końca lat 30. w amerykańskim piśmie „The New Yorker”. Czym wyróżnia się nowa historia i co Tim Burton oraz sama Jenna Ortega dali swojej Wednesday Addams? Przekonajcie się sami.

Wednesday i Tyler - kadr z serialu Tima Burtona
Wednesday i Tyler - kadr z serialu Tima Burtona
fot. materiały prasowe Netflix

Michał Kaczoń: Ważna kwestia: ile masz cech wspólnych z Wednesday Addams?

Jenna Ortega: No cóż. Obie lubimy czerstwe poczucie humoru i deadpan*, a także okaleczenia (śmiech). A tak na serio to ja osobiście jestem bardziej przerażona takimi postaciami jak Einid, współlokatorka Wednesday. Ta dziewczyna zachowuje się w bardzo intensywny sposób, ale i to ma swoje plusy.

W „Wednesday” widzimy wiele tematów i motywów, znanych z twórczości Tima Burtona – poczucie odmienności, brak akceptacji oraz siłę, którą można czerpać z takiego położenia. Czy ty sama też czujesz się czasem jak outsiderka?

Zdecydowanie. Naturalnie jestem raczej introwertyczna – więcej obserwuję niż aktywnie się udzielam. Nie mówię zbyt wiele. Kiedy byłam młodsza i zaczynałam karierę aktorską, miałam wrażenie, że wiodę podwójne życie – z jednej strony grałam role, a z drugiej próbowałam grać w piłkę nożną i uczęszczać do normalnej szkoły. Miałam jednak poczucie, że nie odnajduję się dobrze w żadnym z tych światów. Na dodatek mam dość naturalną tendencję do sarkazmu, czerstwych żartów czy czarnego humoru, co w młodości nie zawsze zjednywało mi znajomych. W tych względach zdecydowanie potrafię identyfikować się z Wednesday. Mam poczucie, że tak jak ona, miałam w młodości zupełnie inne zainteresowania niż moi rówieśnicy.

Jak wyglądała twoja współpraca z Timem Burtonem? Jak czułaś się, angażując się w projekt serialu? W końcu w ostatnich latach dość mocno angażowałaś się w projekty filmowe.

W młodości pracowałam w telewizji, ale odkąd w ostatnich latach zaczęłam grywać w filmach, rzeczywiście nie spodziewałam się tak szybkiego powrotu do telewizyjnego formatu. Moim głównym celem było zawsze być aktorką filmową. Kiedy jednak usłyszałam, że mam szansę wziąć udział w projekcie legendarnego reżysera i grać tak ikoniczną postać, jak Wednesday, nie mogłam odmówić. Tym, co bardzo podoba mi się w tej postaci, poza jej specyficznym charakterem, a co mam wrażenie nigdy nie zostało należycie podkreślone, jest fakt, że ta bohaterka ma latynoskie korzenie. Reprezentacja na ekranie ma znaczenie, dlatego z wielką chęcią wgryzłam się w tę rolę. 

Tim Burton okazał się zaś reżyserem doskonałym. Bardzo ciepłym, pełnym pasji i otwartym na współpracę. To właśnie ten aspekt najbardziej mnie w tym projekcie ucieszył – że zostałam zaproszona do współtworzenia tej postaci. Mój głos miał znaczenie. Cieszę się, że mogłam też rozruszać moje aktorskie mięśnie i spróbować sił w czymś nowym. Uważam, że właśnie to jest najpiękniejsze w świecie i magii kina – że mamy szansę opowiedzieć tak wiele różnorodnych historii i wcielić się w tak różne postaci. Nie musimy trzymać się sztywno jednego rodzaju ról, czy być jak niektórzy czterdziestolatkowie wciąż grywać w slapstickowych komediach. Oczywiście nie ma w tym nic złego, ale cieszę się, że żyjemy w czasach tak dużej różnorodności.

Jenna Ortega i Tim Burton na planie "Wednesday"
Jenna Ortega i Tim Burton na planie "Wednesday"
fot. materiały prasowe Netflix

Czy przygotowując się do roli zapoznałaś się z dotychczasową historią „Rodziny Addamsów”? Czy Christina Ricci (Wednesday z filmów z lat 90. – przyp. red.), która również pojawia się w serialu, udzieliła ci jakichś rad, dotyczących tej postaci?

Tak. Znałam historię rodziny Addamsów, ale kiedy dostałam rolę, ponownie usiadłam do oryginalnych komiksów, obejrzałam serial z lat 60. i sięgnęłam po filmy Barry’ego Sonnenfelda. Miałam wrażenie, że robię to na zapętleniu – kiedy nie czytałam komiksów, oglądałam filmy i na odwrót (śmiech). 

Jeśli zaś chodzi o Christinę Ricci, to od samego początku naszej współpracy, miałyśmy taką niepisaną zasadę, że nie rozmawiamy o Wednesday. Zależało nam, żeby oddzielić jej wizję artystyczną od tego, co ja zamierzałam zrobić z tą postacią. Przychodziłyśmy do pracy i robiłyśmy swoje. Od zawsze darzyłam ją ogromną estymą. Uważam, że jest piekielnie utalentowana. Byłam więc bardzo podekscytowana, że będziemy mogły pracować razem. Choć nie ukrywam – z początku byłam lekko speszona.

To zdecydowanie dziwne uczucie, gdy dorastało się, oglądając ją jako Wednesday, a potem pojawia się obok niej na planie w tym samym charakterystycznym stroju. Z początku bałam się wręcz, że będę wyglądała jak jakaś podróbka; że moje próby zbudowania tej postaci po swojemu będą wyglądać, jak próby imitacji czegoś, co ona zrobiła bezbłędnie. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Christina okazała się tak w porządku, że szybko przestałam się tym martwić i skupiłam się na tym, jak świetnie się nam razem pracuje.

Miałaś szansę poznać historię rodziny Addamsów od podszewki. Co twoim zdaniem leży u podstaw tak dużego sukcesu tej historii, że tak często do niej wracamy i wciąż powstają nowe dzieła, osadzone w ich świecie?

Sądzę, że tym, co zawsze najbardziej przyciągało i fascynowało ludzi w rodzinie Addamsów, jest ich wolność. To poczucie, że są wolni, by robić to, na co mają ochotę, w sposób, który uważają za stosowny. Nie pozwalają normom społecznym czy opiniom innych wpływać na to, w jaki sposób będą prowadzić własne życie. Inni ludzie nie wpływają na ich własne samopoczucie i sposób postrzegania siebie. Akceptują różnorodność, wspierają się wzajemnie i otwarcie o tym mówią.

Uważam, że pod wieloma względami to bardzo zdrowa rodzina, która potrafi być też spontaniczna i robić zaskakujące rzeczy

Przygotowując się do roli, musiałaś nauczyć się bardzo wielu różnych nowych rzeczy. Widzieliśmy, jak trenujesz szermierkę, grasz na wiolonczeli czy masz świetne sekwencje walki wręcz. Jakie jeszcze umiejętności trenowałaś przed rozpoczęciem zdjęć i które z nich sądzisz, że przydadzą ci się najbardziej w codziennym życiu?

Nauczyłam się mnóstwa nowych rzeczy. Poza szermierką i lekcjami wiolonczeli, były to jeszcze łucznictwo, boks, walka na miecze, nauka niemieckiego czy wyczynowego pływania na kajaku. Z tych wszystkich rzeczy najbardziej ucieszyła mnie gra na wiolonczeli. Myślę, że z tych umiejętności będę najchętniej korzystać w codziennym życiu. Jestem wielką fanką muzyki, a wiolonczela to przepiękny instrument. Od razu zakochałam się w jej dźwiękach i chciałabym kontynuować tę naukę. Nie należy to do najłatwiejszych zadań i jest trochę podchwytliwe, ale właśnie dlatego mi się podoba. Lubię tego rodzaju wysiłek.

Kadr z serialu "Wednesday"
Kadr z serialu "Wednesday"
fot. materiały prasowe Netflix

Jakie było największe wyzwanie podczas pracy na planie?

Pogoda (śmiech). Kiedy jest zimno, jest ci po prostu zimno. Doskonale pamiętam jeden śnieżny dzień, w środku zimy podczas którego kręciliśmy scenę, w której Wednesday ma wizję na zewnątrz i pada na nią deszcz. Korzystaliśmy więc z maszyny, która polewała nas wodą. Temperatura była tak niska, że do czasu aż krople spadły na moją twarz, zmieniały się w małe grudki gradu. Ponieważ jednak Wednesday jest nieprzytomna w tej scenie, nie mogłam się poruszyć ani wzdrygnąć. Maszyna do deszczu była niezwykle głośna, więc nikt też się dobrze nie słyszał, przez co strasznie długo kręciliśmy tę scenę. A ponieważ jestem dziewczyną z Kalifornii, więc czuję chłód już przy 20 stopniach, to było dla mnie chyba najtrudniejsze przeżycie na planie (śmiech).

Jak poza tym wspominasz czas spędzony na planie w Rumunii?

Nigdy nie spodziewałam się, że moje nogi będą stąpać po jej ziemi, więc byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Jedyne, co przed zdjęciami kojarzyło mi się z Rumunią to Transylwania i historie o Drakuli. Byłam więc bardzo zaskoczona, gdy pojawiłam się na miejscu i od piękna krajobrazu aż odebrało mi mowę. Na dodatek okazało się, że historie o pięknych zamkach nie są zmyślone. Zdjęcia ze szkoły kręciliśmy w prawdziwych twierdzach i byłam pod ogromnym wrażeniem architektury. Na dodatek szybko okazało się, że członkowie ekipy, z którymi współpracowaliśmy na planie, byli jednymi z najserdeczniejszych osób, które miałam szansę kiedykolwiek spotkać. Także mam same dobre wspomnienia z planu.

Każdy z bohaterów serialu identyfikuje się z inna grupą mniejszościową. Niektórzy są wilkami/wilkołakami, inni zmieniają kształt ciała, a Wednesday ma wizje. Do której grupy sama chciałabyś należeć i dlaczego?

Bardzo podobają mi się moce Rowana, który ma zdolności telekinetyczne. Wydaje mi się, że takie umiejętności byłyby najbardziej przydatne. Mogłabym być leniwa i po nic nie wstawać (śmiech). Albo igrać z ludźmi z oddali. Albo czarować ich siłą mojego umysłu, gdybym miała na to ochotę. To właśnie telekineza wydaje mi się najbardziej wszechstronna z tych wszystkich umiejętności. Pamiętam jak w dzieciństwie stawiało się kubek na stole i próbowało siłą umysłu strącić go za krawędź. Doskonale kojarzę ten moment, gdy oczami wyobraźni już widziało się osiągnięcie celu. No, w moim przypadku kilka razy się nawet udało, więc może mam już tę moc? (śmiech).

Zdjęcie z planu serialu "Wednesday"
Zdjęcie z planu serialu "Wednesday"
fot. materiały prasowe Netflix

Wednesday buduje bardzo ciekawą relację z Rączką. Jak wspominasz prace z aktorem, który użyczył swojej dłoni na rzecz tej postaci?

Victor Dorobantu był przewspaniały. Świetnie się z nim bawiłam. Jest prawdziwym magikiem, więc wielokrotnie pokazywał mi różne sztuczki. To było też niezwykle specyficzne doświadczenie, bo chociaż mieliśmy bardzo dużo scen razem, Victor tak naprawdę niewiele mógł mówić, bo jego strój zakrywał większość jego ciała i uniemożliwiał mu wyraźną komunikację. Mimo, że spędziliśmy razem bardzo wiele czasu, pozostał dla mnie pewnego rodzaju enigmą. Byłam też w szoku, że to jego pierwsza rola na planie filmowym, bo nie tylko czuł się jak ryba w wodzie, ale naprawdę świetnie nam się współpracowało i udało złapać aktorską chemię. Mam też dla niego ogromne pokłady szacunku, bo musiał czasem występować w naprawdę niewygodnych pozycjach.

W ostatnich latach wystąpiłaś w kilku świetnie przyjętych filmach gatunkowych. Co przyciąga cię do horrorów?

Mam wrażenie, że to nastąpiło dość naturalnie. Mam wrażenie, że slashery przeżywają obecnie renesans i mają swój wielki comeback. Mam też poczucie, że horrory są jednymi z tych filmów, dzięki którym kina znów zaczynają dobrze sobie radzić. Obecnie powstaje też wiele świetnych scenariuszy kina gatunkowego. Jako osobie, która sama lubi horrory, gore i przemoc na ekranie, w naturalny sposób pociągały mnie takie projekty (jak „X” i „Krzyk”, w których wystąpiłam – przyp. red.).

Ciężko jest mi odmówić świetnemu scenariuszowi horroru, zwłaszcza, że ten gatunek naprawdę przeżywa kolejny rozkwit. Uważam też, że plany filmowe horrorów to jedne z najbardziej radosnych miejsc, w jakich byłam. Rządzi nimi specyficzna, szalona energia. Wszyscy są podekscytowani, chcą dać ludziom ten zastrzyk adrenaliny. To każe nam przesuwać granice i eksplorować ludzką psychikę w nieco inny sposób. Mam poczucie, że horrory są rodzajem terapii, dlatego tak bardzo je kocham.

Serial „Wednesday” w reżyserii Tima Burtona jest już dostępny na platformie streamingowej Netflix.

Jenna Ortega – amerykańska aktorka, rocznik 2002. Wystąpiła w popularnych i uznanych filmach: „Następstwa”, „X”, „Krzyk” i serialach „Rodzinka od środka” , „Jane The Virgin” czy „Ty”. Laureatka nagrody MTV za najlepszą rolę w horrorze.

Michał Kaczoń
Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom. 

Adres e-mail: michal.kaczon@eurozet.pl

logo Tu się dzieje