Obserwuj w Google News

Świetne recenzje filmu Holland w Wenecji. „Chcemy dać głos ludziom, którzy go nie mają”

5 min. czytania
06.09.2023 17:00
Zareaguj Reakcja

„Zielona granica” Agnieszki Holland już po premierze na festiwalu w Wenecji. Film nawiązujący do kryzysu migracyjnego na polsko-białoruskiej granicy zbiera świetne recenzje, a tym samym mocno liczy się w walce o Złotego Lwa. Reżyserka w rozmowie z Lucyną Płużyczką opowiedziała o pracy na planie i towarzyszących temu emocjach.

Agnieszka Holland festiwal filmowy Wenecja 2023
fot. TIZIANA FABI/AFP/East News

„Zielona granica” to najnowszy dramat Agnieszki Holland, którego światowa premiera odbyła się we wtorek w konkursie głównym 80. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. To pierwszy raz w historii, kiedy jednego roku dwa polskie filmy (w tym „Kobieta z...” Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta) walczą o Złotego Lwa. Fabuła inspirowana wydarzeniami na granicy polsko-białoruskiej prezentowana jest z perspektywy nie tylko uchodźców, ale także aktywistów i strażników granicznych. O niełatwej pracy nad produkcją reżyserka opowiedziała w Radiu ZET.

Holland o hejcie za film „Zielona granica”. „Władza, która łamie prawo, boi się takich ludzi jak ja”

Agnieszka Holland dla Radia ZET. Świetne recenzje filmu „Zielona granica” w Wenecji

Zagraniczne media zachwycają się nowym filmem Agnieszki Holland, a tuż po premierowym seansie w Wenecji widzowie nagrodzili Polkę 15-minutową owacją. Reżyserka zdradziła nam, że produkcja mogła wcale nie pojawić się w konkursie. Zgłoszenie na prestiżowy festiwal zostało wysłane w ostatniej chwili. Okazuje się, że od samego początku praca nad filmem nie była łatwym zadaniem.

 Jak zebrać pieniądze - to był nasz główny problem. To film robiony całkowicie niezależnie. Nie korzystaliśmy z państwowych źródeł, z których korzysta większość produkcji fabularnych. Następny problem – jak, w ramach tego ograniczonego budżetu, zrobić tak, żeby ta skomplikowana opowieść była ciekawa, opowiedziana profesjonalnie, zagrana i nakręcona wspaniale. Żeby wyszedł z tego dobry, mocny i uczciwy film.

Atmosfera na planie była bardzo poruszająca, ponieważ w projekt zaangażowały się także osoby, które same mają niełatwe doświadczenia uchodźcze, w tym również dzieci.

– Szukaliśmy ich (aktorów grających uchodźców – przyp. red.) przede wszystkim we Francji i Belgii, bo są to kraje naszych koproducentów. Jest tam duża diaspora. Wśród niej jest, jak się okazało, też sporo profesjonalnych aktorów. Behi Djanati Atai, która jest Iranką i gra afgańską uciekinierkę Leilę, poza tym, że jest aktorką, działa również jako casting director. Wyszukuje aktorów do takich ról pozaeuropejskich. Obsadziła nam tę grupę. Dzieci znaleźliśmy przy pomocy innych osób zajmujących się castingiem. To syryjskie dzieci, które też mają doświadczenie uchodźcze. Sześć razy przechodziły przepychane tam i z powrotem przez granicę syryjsko-turecką. Dwójka aktorów grających ojca i dziadka tych dzieci są wybitnymi syryjskimi aktorami. Uciekali przed Asadem. Na jednego z nich jest wydany wyrok śmierci. Siedział w więzieniu, a potem spędził dużo czasu w obozach dla uchodźców, pracując terapeutycznie poprzez sztukę z dziećmi. Oni, robiąc ten film, mieli większy bagaż, ale też poczucie misji.

Oglądaj

Agnieszka Holland w rozmowie z Lucyną Płużyczką opowiedziała również o powodach, dla których postanowiła poruszyć w swoim nowym filmie temat kryzysu migracyjnego. Zdaniem reżyserki cała ekipa miała poczucie, że „robią coś specjalnego”.

Naszym głównym celem jest dać głos ludziom, którzy głosu nie mają. Zarówno uchodźcom, aktywistom, których działalność jest kryminalizowana i deprecjonowana, jak również strażnikom granicznym, którzy nie mogą mówić w swoim imieniu. Muszą się chować, jeśli chcą coś opowiedzieć. (…) Nie mogę powiedzieć, jak do nich docieraliśmy, bo są to ludzie, którym nie zależy, żeby ktoś ich rozpoznał. Żeby ktoś wiedział, że z nami rozmawiali. Część z nich jest już na emeryturze, ale mimo to wolą zachować anonimowość. Ci, którzy zgodzili się z nami rozmawiać, doznali traumy. Mają głębokie poczucie dyskomfortu, że muszą robić takie rzeczy. Wewnętrznie ich poczucie moralności i człowieczeństwo jest z tym sprzeczne.

Reżyserka dodaje, że nie zgadza się na dehumanizowanie uchodźców przez władze państwowe i robienie z nich „zbrodniarzy, pedofilów, zoofilów, terrorystów”. Holland chce także, żeby jej najnowszy film miał wydźwięk uniwersalny.

– To, co pokazujemy na granicy polsko-białoruskiej, dzieje się też na szlaku bałkańskim, w Afryce, w Tunezji. (…) Dzieją się straszne rzeczy na granicy Arabii Saudyjskiej, gdzie służby graniczne strzelają z broni maszynowej do uchodźców etiopskich. Jest tam wiele setek zabitych. Jesteśmy w takim świecie, gdzie coraz bardziej staje się to banalne. Nie mówię już o sytuacji na Morzu Śródziemnym, która pochłonęła najwięcej ofiar. To się dzieje i jeżeli zgodzimy się na to, będą się działy rzeczy jeszcze straszniejsze w swojej skali, które być może będziemy mogli porównywać z Holocaustem. Trzeba krzyczeć, póki jest czas na refleksję i inny pomysł niż okrucieństwo wobec tych wydarzeń.

Agnieszka Holland nawiązała również do krytyki filmu jeszcze przed jego oficjalną premierą ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości.

 Ten film, niezależnie jakie ma się poglądy, trzeba i należy zobaczyć. To film, który podzieli się z Wami głębokim doświadczeniem, innym od tego na co dzień, a jednak bardzo bliskim do tego, co przeżywamy.

Zielona granica festiwal Wenecja
fot. Anthony Harvey/Shutterstock/Rex Features/East News

Agnieszka Holland o Mai Ostaszewskiej, Piotrze Stramowskim i Tomaszu Włosoku

W filmie „Zielona granica”, który był kręcony w Warszawie i jej okolicach, możemy zobaczyć popularnych polskich aktorów. Agnieszka Holland jest zachwycona m.in. współpracą z Mają Ostaszewską i Tomaszem Włosokiem.

– Cenię ich jako aktorów. Wyobrażałam sobie, że chciałabym z nimi pracować. Jeśli chodzi o Maję, to już pisząc tę postać, myśleliśmy o niej. Była aktywistką na tej granicy. Kilkukrotnie tam była na misjach i akcjach. Poznała mnóstwo ludzi. Widziała te sytuacje, przeżywała je. Stała się potem niejako rzeczniczką, wykorzystując swoją rozpoznawalność i swoją akustyczność, opowiadała o tym w różnych mediach. Zresztą bardzo mądrze, bo jest piękną i mądrą osobą. Było jasne, że to ona powinna to zagrać. Piotrek Stramowski również był na granicy i pomagał. Bardzo to przeżywał. Za każdym razem jak o tym mówi, jest bardzo emocjonalny. Kilku aktorów grających mniejsze role też miało takie doświadczenia. Tomek Włosok jest moim zdaniem jednym z najciekawszych aktorów tego pokolenia.

Polską produkcję wkrótce zobaczy cały świat. Film znajdzie się w programach najsłynniejszych festiwalowych filmowych.

 Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało się zrobić ten film. A na dokładkę, że on tak rezonuje. Został już zakupiony w wielu krajach, ale też przyjęty przez szereg festiwali. Po Wenecji będzie festiwal w Toronto, największy w Ameryce Północnej. Także New York Film Festival, Chicago, Hamptons, Rio de Janeiro, Zurich, Busan w Korei Południowej. Ten film będzie wędrował po świecie i myślę, że otwierał ludziom oczy na to, gdzie jako ludzkość jesteśmy i uświadamiał, że naprawdę musimy się zatrzymać i zastanowić nad sobą.

Film „Zielona granica” Agnieszki Holland trafi do polskich kin już 22 września.