Harry Styles w Warszawie, czyli jak PGE Narodowy zadrżał w posadach
Po czym poznać, że Harry Styles jest w Polsce? Po zablokowanym przez fanki Nowym Świecie w Warszawie, a może po kilogramach kolorowych piór, które fruwały wokół PGE Narodowego? A może po kolejce do bram areny, która ustawiała się od kilku dni? To wszystko to dobre poszlaki, ale przede wszystkim po tym, że około godz. 21:00 Saska Kępa w Warszawie usłyszała nieprawdopodobnie głośny pisk fanek - obecnie towarzyszący koncertowi chyba tylko jednego Artysty.

Fenomen Harry’ego Stylesa – od lat jednych zaskakuje, a innych zachwyca – tak jak w przypadku tysięcy fanów, którzy w niedziele wieczorem zawitali na PGE Narodowy w Warszawie. Choć w tym roku arena była i będzie świadkiem wielu ważnych międzynarodowych koncertów, to ten akurat był chyba najbarwniejszym wydarzeniem, które można było obserwować. Wśród publiczności obowiązkowe były szale z piórami, nie zabrakło kolorowych kapeluszy i cekinów zdobiących stroje kilku pokoleń, które pojawiły się na stadionie. Odważniejsi pokusili się także na elementy nieco bardziej skomplikowane logistycznie – np. wzbogacone światełkami zasilanymi na baterie. Tu wszystko musiało nawiązywać do ery współczesnego Księcia Popu.
Harry Styles w Warszawie, czyli jak PGE Narodowy zadrżał w posadach. Relacja z koncertu
Sam warszawski koncert Stylesa poprzedził kilkudziesięciominutowy występ Wet Leg, czyli ekipy święcącej triumfy na listach przebojów w Wielkiej Brytanii. Wyszło bardzo przyjemnie, a fani dołożyli do tego swoją cegiełkę, śpiewając większość tekstów razem z zespołem, co było porządną rozgrzewką przed tym co nadchodziło.
Około godz. 21:00 na scenie pojawił się on. I choć PGE Narodowy gościł już wielu wielkich artystów, to wczorajszy poziom decybeli wskazujący na to, że gwiazda wieczoru pojawia się na scenie, wskazywała jedno – idol milionów i jedna z najjaśniejszych obecnie gwiazd muzyki jest gotowa do rozpoczęcia show. Harry w żółto-niebieskim stroju z frędzlami przypominającym najlepsze czasy muzyki lat 80., energicznie wbiegł na scenę, witając się i pozdrawiając wszystkie sektory wypełnionego po brzegi stadionu. Występ rozpoczął się od utworu „Daydreaming”. Drżące ręce fanek powędrowały do góry – czy to z telefonami czy bez, ale trzeba przyznać, że osób, które od razu nie ruszyły do tańca, można policzyć na palcach... jednej ręki. Dalej „Golden”, „Adore You” i kolejne przeboje z poprzednich płyt i tej ostatniej „Harry’s House” zgrabnie przeplatane z utworami znanymi jeszcze z działalności Harry’ego w zespole One Direction.
To, że koncert wypadł bardzo porządnie muzycznie również ze względu na świetny band towarzyszący artyście to jedna sprawa, ale fakt, że charyzma Stylesa przykuła uwagę od początku do końca wydarzenia to drugie. Brytyjczyk pomimo światowej sławy i bycia w swoim żywiole na scenie, ma w sobie coś tak zwykłego i prostego zarazem, że wielu uznałoby go za świetnego kompana do posiadówki przy lemoniadzie (np. o smaku arbuza ;)) czy też pogadanek, których świadkiem byliśmy na PGE Narodowym właśnie. Harry wspominał o tym, że jest to jego pierwszy koncert w Warszawie, nadmieniając, że w Polsce był kilka razy i zawsze wspomina te wizyty bardzo dobrze. Nie zabrakło dziesiątek pluszaków rzucanych na scenę, czytania haseł, które fani zamieścili na tekturowych tablicach – tu szczęśliwcy zostali wywołani przez Harry’ego z imienia – Klaudia, Bartek oraz Shania i jej chłopak Alex, były też żarty i odśpiewanie sto lat dla jednej z obecnych na stadionie jubilatek. O tym jak przyjemna atmosfera panowała na stadionie, mogą świadczyć też „pociągi”, które fani urządzali sobie na płycie – każdy bawił się na swój sposób i to w tym wszystkim było najlepsze. Również sam Artysta – co dało się zauważyć – miał naprawdę dobry humor i był zachwycony polską publicznością, o czym otwarcie mówił ze sceny również podczas spacerów po specjalnym elemencie sceny wybiegającym w publiczność.
Blisko półtoragodzinny koncert zakończył się oczywiście bisem - usłyszeliśmy m.in. przeboje „As It Was” i „Sign Of The Times”. Nie będzie pewnie niczym zaskakującym fakt, że stadion zadrżał w posadach raz jeszcze. I choć na samą oprawę wizualną koncertu składały się gigantyczne ekrany na scenie, to temu wydarzeniu niepotrzebne było nic więcej. Przeboje odśpiewane przez tysiące fanów, znakomita atmosfera i Artysta, który od początku do końca dawał z siebie wszystko, to przepis na show, którego polscy fani nie zapomną jeszcze długo. Brawo Panie Harry, zapraszamy do nas częściej!
Magdalena Barczyk