Obserwuj w Google News

Cudem przeżyli. Gwiazda "MasterChefa" i jej partner mieli poważny wypadek

2 min. czytania
31.08.2024 17:23

Na autostradzie A2 z Warszawy do Poznania doszło do groźnego wypadku. Jednym z aut, które uczestniczyło w zdarzeniu, jechali Martyna Chomacka z 7. edycji "MasterChefa" z partnerem i psem. W wyniku silnego uderzenia ich samochód został zmiażdżony z obu stron. Para z obrażeniami trafiła do szpitala. 

Martyna Chomacka z "MasterChefa" miała wypadek na autostradzie
fot. Instagram:@martyna.chomacka

Martyna Chomacka z "MasterChefa" TVN miała poważny wypadek 

Martyna Chomacka była finalistką 7. edycji programu "MasterChef" w TVN. Jest kulinarną influencerką, autorką popularnego bloga "BeachPliz". Na antenie Canal+ Kuchnia prowadzi autorski program "Dzień dobry, śniadanie". Na profilu Martyny Chomackiej na Instagramie pojawił się wstrząsający wpis, w którym pasjonatka gotowania poinformowała o groźnym wypadku ze swoim udziałem. Do zdarzenia doszło w czwartek 29 sierpnia na autostradzie A2 z Warszawy w kierunku Poznania. Martyna jechała autem z swoim partnerem i psem.

"To wszystko trwało może 2 sekundy. Pamiętam, tylko że Łukasz krzyknął do mnie <<uważaj będę hamował!>>. Nagle auta przed nami mocno zwolniły. On zdążył. Był czujny i uważny, ale już człowiek za nami nie. Wjechało w nas auto z pełną prędkością, bo jak później kierowca przyznał się policji <<zagapił się>> - nie patrzył wtedy na jezdnię. Może patrzył w telefon, a może z kimś rozmawiał. Teraz nie ma to znaczenia. Przez niego byliśmy włos od śmierci. Dobrze, że Łukasz był na tyle przytomny, aby wymanewrować kierownicą w barierki. Dzięki temu my nie uderzyliśmy w żadne inne auto" - opisuje na Instagramie gwiazda "MasterChefa".

Małżonkowie wyszli z wypadku mocno poobijani, z mnóstwem drobnych ran i zdrapań na ciele. Partner Martyny, ze względu na uraz karku, nosi kołnierz ortopedyczny. Cała i zdrowa jest suczka pary, Nori. Pracujący na miejscu strażacy byli zdumieni, że pupil przeżył tak poważny wypadek. "Powiedzieli nam, że pies praktycznie zawsze ginie przy takim uderzeniu. Nori uratowały pasy, którymi była przypięta do swojego siedziska i auta. A pamiętam, że gdy Wam pokazałam jej łóżeczko to wiele osób się śmiało, że to przegięcie i fanaberie. Smutne jest to, wiele osób przypina siebie, swoje dzieci, ale zwierze to już jeździ jakkolwiek. Bo niby co ma się stać... - wyjaśniła Martyna i podziękowała za wsparcie. 

Redakcja poleca