„Te historie pokazują, że chcieć to móc”. Agnieszka Kołodziejska o książce „Polacy na emigracji”
„Polacy na emigracji” to pierwsza książka Agnieszki Kołodziejskiej, która ukazała się 14 czerwca. Prezenterka Radia ZET postanowiła opowiedzieć w niej wyjątkowe historie naszych rodaków mieszkających poza Polską. Jak wyglądały kulisy powstawania książki, co było najtrudniejsze przy pisaniu, czego czytelnicy mogą nauczyć się dzięki tej publikacji? Zapytaliśmy o to samą Agnieszkę.

Książka „Polacy na emigracji. Dlaczego i po co wyjeżdżamy”, wydana nakładem Wydawnictwa W.A.B., jest już dostępna na półkach sklepowych. Dzięki swojemu wielkiemu zamiłowaniu do podróży Agnieszka Kołodziejska poznała wiele niesamowitych historii Polaków na emigracji. Po raz pierwszy postanowiła podzielić się nimi w książce. Z okazji premiery porozmawialiśmy z autorką, która zdradziła nam wiele ciekawych szczegółów.
Przeczytaj fragment książki Agnieszki Kołodziejskiej "Polacy na emigracji"
Agnieszka Kołodziejska o swojej książce „Polacy na emigracji” [WYWIAD]
Piotr Krajewski: Skąd pomysł na napisanie książki? Kiedy po raz pierwszy pojawiła się u Ciebie ta myśl?
Agnieszka Kołodziejska: Mówiąc prawdę, to nie był mój pomysł. Nigdy nie miałam takich zapędów, nie czułam się wystarczająco kompetentna, żeby napisać cokolwiek, co wykraczałoby poza formę felietonu. Na myśl o tym, że mogłabym napisać książkę, za którą ludzie zapłaciliby ciężko zarobionymi pieniędzmi robiło mi się ciemno przed oczami. Pomysł przyszedł z wydawnictwa W.A.B., któremu jedna z moich koleżanek przeplotkowała, że jest taka dziewczyna, która jeździ do Polaków mieszkających za granicą i że to jest fajny temat na książkę. Zadzwonili i jakoś dałam się przekonać, że być może faktycznie mam mandat, by się takiego zadania podjąć. I tak to się zaczęło w styczniu 2022 roku.
Jak wyglądał u Ciebie proces zbierania materiału?
Od mniej więcej 10 lat prowadzę program „Polacy za granicą”, nie policzę nawet ilu ludzi mieszkających na emigracji poznałam, ile historii usłyszałam. Także każdy z nas zna kogoś, kto wyjechał. Znalezienie takich ludzi było niezwykle proste, a z namówieniem ich na to, by opowiedzieli mi swoje historie wcale nie było trudno. Umawialiśmy się więc na dogodny dla wszystkich termin, łączyliśmy na jakimś wideo komunikatorze i rozmawialiśmy. Trzeba było oczywiście brać pod uwagę różnice czasowe, bo kiedy u mnie była 9:00 i chętnie pogadałabym wtedy przy kawie, to u Maćka w brazylijskim Sao Paulo była 4:00 rano i właśnie przewracał się na drugi bok. Ale kiedy już udało się doprowadzić do spotkania, to staraliśmy się nie spieszyć. Rozmawialiśmy czasem godzinę, czasem dwie, ale często jednak dużo dłużej. Nie sposób poznać i zrozumieć ludzkie losy w ciągu dwóch godzin. Miałam szczęście, bo trafiałam na ludzi, którzy mieli do mnie dużo cierpliwości i bardzo się przede mną otworzyli. Bywało, że dzwoniłam do nich kilka tygodni, a nawet miesięcy po naszej rozmowie i chciałam jeszcze o coś dopytać, rozwinąć jakiś temat. Nigdy nie było z tym problemu. Ale to chyba taka cecha charakterystyczna ludzi, którzy wyjeżdżają w świat: otwartość.
Czy możesz zdradzić, o czyich historiach będziemy mogli przeczytać?
Lakonicznie, dobrze? Żeby zrobić to tak, jak robimy to w mediach: zachęcić do przeczytania krótkim tekstem… Przeczytacie między innymi o małżeństwie milionerów z Florydy sprzedającym wibratory, o kierowcy ciężarówki, którego próbowano oskarżyć o usiłowanie zabójstwa na tle rasowym, o dziewczynie, która tańczy na rurze w klubie dla swingersów czy o kobiecie, która zapomniała zabrać na plażę swojego męża.
Nawiązując do tytułu, czyli „Polacy na emigracji”, czy sama myślałaś o życiu na emigracji?
Nie tylko myślałam, ale cały czas myślę. W Polsce trzyma mnie w sumie tylko praca, którą kocham, ale nie chcę się tu zestarzeć. Jest mi tu za zimno. Jak już w końcu znajdę swój kawałek raju na drugim końcu świata, to się wyprowadzę.
Gdzie?
Być może jest to najtrudniejsze pytanie, jakie w tej rozmowie pada. Bo nie ma na świecie miejsca idealnego, zawsze jest „coś”. Ale mogłabym rozważyć życie na Hawajach. To miejsce to pomieszanie Ameryki z Azją i Europą, wspaniały miks. Kocham również Indonezję. Wspaniale żyłoby się pewnie w Kostaryce lub Panamie, doceniam ogromną bioróżnorodność w tych krajach. Niestety w większości miejsc ciężko się zadomowić, jeśli jesteś singlem, jak ja. Obcokrajowiec najczęściej nie może kupić nieruchomości czy ziemi. Jasne, są na to sposoby. Nie znacie jakiegoś przystojnego, bogatego mieszkańca Hawajów? :)
Odwiedziłaś ponad 60 państw. Jaki kraj zrobił na Tobie największe wrażenie?
Singapur. To jest chyba na razie jedyne miejsce, do którego przeprowadziłabym się już jutro, gdybym dzisiaj dostała propozycję pracy. Nowoczesność miesza się tu z tradycją, a wysoki poziom bezpieczeństwa zapewnia surowy kodeks karny. Ma to swoje wady, ale ja widzę w tym więcej zalet. Nie zażywam narkotyków, nie kradnę i nie pluję gumą do żucia na ziemię, więc nie miałabym się czego obawiać.
A czy jest jeszcze jakieś miejsce na Ziemi, które marzysz odwiedzić?
Marzę o Japonii. Spełnię to marzenie naturalnie jak tylko znajdę czas i pieniądze na koszmarnie drogie w tej chwili bilety lotnicze. Ale zjedzenie ramenu w Kyoto jest na mojej „bucket list”.
Dlaczego podróże i poznawanie świata są dla Ciebie tak ważne?
Podróżowanie mnie uszczęśliwia. Nigdzie i w żadnym innym momencie nie czuję się tak dobrze, jak na lotnisku, kiedy wsiadam do samolotu i wiem, że czeka mnie kolejna piękna przygoda. Gdybyś położył przede mną akt notarialny mieszkania w Warszawie i bilet na podróż dookoła świata, to wybrałabym to drugie. Emocji związanych z byciem w podróży i poznawaniem nowych ludzi i ich kultury nie doświadczysz w żaden inny sposób. Jestem od tych emocji uzależniona. Wystarczy popatrzeć, co się ze mną dzieje po powrocie z podróży. Jestem radosna, pełna energii i bardzo wydajna w pracy. Ale ten stan się kończy po kilku miesiącach i znów muszę wtedy gdzieś jechać. I tak w kółko. Lubię to. To jest moja siła napędowa.
Na co dzień pracujesz w radiu. Czy doświadczenie radiowca pomogło Ci w tym wyzwaniu, a może w jakiś sposób utrudniło pracę?
Pomogło i utrudniło jednocześnie. Wiem, że to brzmi dziwacznie, ale wyjaśnię. Kiedy 10 lat temu szukano osoby do prowadzenia programu „Polacy za granicą”, doświadczenie radiowe było ogromnym atutem. Umiem rozmawiać z ludźmi, jestem dociekliwa, ale też taktowna, nie jestem popularną celebrytką, o której piszą plotkarskie portale i której twarz wyskakuje wszystkim z lodówki, więc nie onieśmielam moich rozmówców, a poza tym umiem sprawić, że rozmówca się naprawdę otwiera. I to wszystko pomogło mi też podczas zbierania materiału do książki. Ale jako osoba pracująca w komercyjnym radiu od 25 lat (!!!) nabyłam też pewną umiejętność, która jest przekleństwem podczas pisania: ja jestem mistrzynią krótkiej formy. Ja Ci potrafię opowiedzieć skomplikowaną historię w 20 sekund. Kompresuję zdania. Fajnie, jeśli piszesz felietony. Ale nie, kiedy musisz oddać do wydawnictwa książkę na 400 tysięcy znaków. Kiedy wydawało mi się, że ją skończyłam i policzyłam znaki, okazało się, że dowiozłam ledwie jedną trzecią oczekiwanej treści. Trochę więc rozbudowałam niektóre rozdziały, ale ludzie z wydawnictwa uznali, że skoro jest to dla mnie zamknięta całość, to taką ją przyjmą.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze przy pisaniu?
Wszystko. W tym to, o czym powiedziałam przed chwilą. To moja pierwsza przygoda z taką formą, nie miałam pojęcia jak to się robi. Robiłam to po swojemu, ale moje metody pisania się nie sprawdzały, więc szukałam innych, lepszych. Traf chciał, że poznałam kilku zawodowych pisarzy. Podczas jednego z projektów radiowych poznałam Jakuba Ćwieka i Wojciecha Chmielarza, którzy dali mi kilka cennych wskazówek. Kuba dodatkowo pilnował mnie i sprawdzał jak idzie proces pisania, dość długo byliśmy w kontakcie mailowym, aż w końcu wpadłam w odpowiedni rytm pisania i mogłam mu przestać zawracać głowę, bo pisał swoje rzeczy. W Holandii podczas premiery polskiego serialu internetowego "Samen.pl" spędziłam prawie dwa dni z Tomaszem Raczkiem. Wspaniały facet, któremu jestem wdzięczna za rozmowę. Kiedy zwierzyłam mu się, że zaczynam pisać, ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać, spytał mnie czy znam „Pożegnanie z Afryką” Karen Blixen. Oczywiście, że znam. Powiedział: „Ona też nie była pisarką. Po prostu usiądź i opowiedz te historie”. To wszystko mi bardzo pomogło.
Z czego jesteś najbardziej dumna, myśląc o swojej książce?
Że ją w ogóle skończyłam w terminie :) Miałam chwile takiego zwątpienia i momentami taką pustkę w głowie, że zastanawiałam się, po co to na siebie wzięłam. Ale wiedziałam, że muszę skończyć, bo wiele osób się bardzo przede mną otworzyło i opowiedziało mi swoje historię, także bolesne, do których na pewno ciężko im było wrócić. To była najlepsza mobilizacja – że nie mogę tych ludzi zawieść.
Co chciałabyś, żeby czytelnicy wyciągnęli z tej ektury?
Chciałabym, żeby się ośmielili. Kiedy ludzie zaczepiają mnie, żeby porozmawiać o programie telewizyjnym i o Polakach, którzy mieszkają na emigracji, bardzo często słyszę: „Ja nie mam takiej odwagi”. A to oznacza tylko jedno: chcieliby coś zmienić w swoim życiu, ale się boją. Historie bohaterów tej książki pokazują, że chcieć to móc, ale też, że nic nie musi być na zawsze. Decyzja o emigracji to nie musi być decyzja, która jest nieodwracalna. Chciałabym więc, aby Ci, którzy mają marzenie, by skosztować życia poza Polską zrobili to. Żeby sprawdzili na własnej skórze czy emigracja jest dla nich. Świat jest wielki, możliwości mnóstwo. Róbmy to, co nas uszczęśliwia.
A czego Ty się nauczyłaś dzięki "Polakom na emigracji"?
Może nie tyle nauczyłam, co upewniłam, że człowiek to niezwykłe stworzenie, które potrafi wiele znieść, ale i wiele zbudować. Przy odpowiedniej motywacji i determinacji jesteśmy nie do zatrzymania. Możemy wszystko. Mówię poważnie: wszystko.
Czy to początek twojej pisarskiej kariery?
W ogóle o tym nie myślę. Praca nad książką to kawał czasu wyrwany z życia i serca zostawionego w tekście. Nigdy przy żadnym projekcie się tak nie napracowałam. Poważnie. Justyna Dżbik-Kluge, moja serdeczna koleżanka i matka chrzestna mojej książki twierdzi, że „Polacy na emigracji” to nie jest moja ostatnia książka. W tym momencie jestem bardziej niż przekonana, że się myli :) Ale odpowiem tak, jak odpowiadają Polacy na emigracji na pytanie o to, czy wrócą kiedyś do Polski: „Na ten moment nie planuję, ale nigdy nie mówię nigdy”.