Marina przeżyła piekło po Sylwestrze Marzeń. Opowiedziała o dramacie
Marina źle zniosła podróż powrotną z Zakopanego. Przyznała, że droga do domu była dla niej wyjątkowo długa i trudna. Nie pomagał też fakt, że artystka cierpi na pewną przypadłość...

Marina była jedną z gwiazd tegorocznej edycji Sylwestra Marzeń. Na scenie TVP miała okazję wystąpić przed naprawdę liczną publicznością, co w ostatnim czasie nie zdarzało się jej zbyt często. Bez wątpienia było to dla niej ważne wydarzenie, z którego nie mogła zrezygnować. Nawet jeśli miała zapłacić za to dużą cenę.
Marina skarżyła się na warunki na drodze. Przeżyła koszmar
Marina i Wojciech Szczęsny wybrali się do Zakopanego samochodem. Podobnie uczyniły tłumy narciarzy, turystów i uczestników Sylwestra Marzeń TVP. Jak można się domyślić, nie wpłynęło to pozytywnie na warunki drogowe.
Po niezwykle udanym koncercie gwiazda miała nadzieje na szybki powrót do domu. Niestety okazały się one złudne, przez co Marina skazana była na bardzo długi pobyt w samochodzie. Piosenkarka żaliła się później na Instagramie, że jej podróż trwała ponad siedem godzin.
— Wyjechaliśmy o 13:00, a o 12:30 w nocy byliśmy w domu — powiedziała w insta story.
Nie to jednak było najgorsze. Artystka przyznała, że cierpi z powodu choroby lokomocyjnej, przez co podróż musiała być dla niej niezwykle trudna do wytrzymania, choć piosenkarka nie poinformowała swoich fanów, czy w trasie doszło do nieprzyjemnego wypadku związanego z jej dolegliwością.
— Ja jeszcze mam chorobę lokomocyjną, więc nawet nie mogłam zerknąć do telefonu, a chciałam wam życzyć wszystkiego dobrego w nowym roku — dodała.
Spędzenie ponad siedmiu godzin w takich warunkach musiało być dla Mariny prawdziwą udręką. Należy się zatem cieszyć, że był przy niej jej ukochany, który na pewno poprawiał jej humor.
Źródła: RadioZET.pl/Instagram: @marina_official