Marian Lichtman ujawnił, dlaczego Krzysztof Krawczyk nie wrócił do Trubadurów
Marian Lichtman i Krzysztof Krawczyk swoją muzyczną karierę rozpoczynali w zespole Trubadurzy, z którego Krawczyk odszedł po kilku latach. Teraz Lichtman ujawnił, dlaczego nie było mowy o powrocie kolegi do szeregów zespołu.

Marian Lichtman i Krzysztof Krawczyk mają ze sobą wiele wspólnego. Łączyła ich bliska relacja na stopie prywatnej, a także wspólną działalność artystyczna w zespole Trubadurzy, którego obydwaj byli członkami od samego początku istnienia grupy. Po kilku latach na scenie razem z zespołem Krawczyk zdecydował się podjąć karierę solową. Decyzję tę poprzedzały liczne zawirowania w składzie zespołu, rozstania i powroty - także Krawczyka (na krótki czas), poboczne projekty członków i eksperymenty z muzyką, z powodu których były momenty, kiedy kariera Trubadurów wydawała się być przesądzona.
Kiedy w 1974 roku ukazał się debiutancki album solowy Krawczyka, zatytułowany "Byłaś mi nadzieją", zespół Trubadurzy rozpadł się. Dwa lata później działalność grupy została wznowiona. Nagrano też nowy album, ale po nim, już pod opieką menedżera Andrzeja Kosmali, Krzysztof Krawczyk definitywnie rozstał się z zespołem, który zakładali wraz z Marianem Lichtmanem.
Zobacz także: Łódź odda hołd Krawczykowi. Menadżer zdradza, co przygotowuje miasto
Marian Lichtman ujawnia, dlaczego Krzysztof Krawczyk nie wrócił do Trubadurów
W niedawnej wypowiedzi dla portalu "Jastrząb Post" Marian Lichtman podzielił się swoją zaskakującą tezą, mówiąc, że jego zdaniem Krawczyk cały czas interesował się Trubadurami, wspierał zespół i "całe życie z nim grał". Na pytanie o to, dlaczego autor "Parostatku" nie zdecydował się na oficjalny powrót do macierzystego zespołu, Lichtman odpowiada nieco wymijająco, sugerując, że mogła się za tym kryć inicjatywa menedżera Andrzeja Kosmali, z którym Krawczyk związany był już w 1974 roku, czyli w chwili ukazania się jego debiutanckiej płyty solowej.
Krawczyk marzył o podbiciu Ameryki. Przygotował angielskojęzyczne wersje swoich przebojów i przyjął dobrze brzmiący (i przede wszystkim łatwy do wymówienia) pseudonim "Krystof". Niestety, podbój się nie udał, a Krawczyk wrócił do Polski. Wielokrotnie dostawał szansę powrotu do Trubadurów, ale z niej nie skorzystał, choć zdaniem Lichtmana, cały czas wspierał zespół, pokazując, że chce z nim działać.
"Te zaproszenia, dbanie o nasze wspomnienia, to był powrót do tych pięknych chwil. Krzysztof to pielęgnował, bo to była zawsze inicjatywa Krzysztofa i Ewy. Czułem, że Krzysztofowi jest brak. On zawsze nas wspierał w ważnych koncertach festiwalowych, benefisach. Jubileuszach. To nie było tak, że nie byliśmy razem" - cytuje Jastrząb Post.
"Może troszeczkę jego obóz nowych producentów, nie wiem, czy był niezadowolony czy nie, ale Krzysztofa to nie interesowało. Dlatego ta podejrzliwość może Andrzeja Kosmali, która była niepotrzebna, była głupia, bo Krzysztof był już znakomitym solistą, który poruszał się we wszystkich przestrzeniach, był dobrze wyprodukowany. Zrobił taką furorę. Trubadurzy dali mu wykształcenie, a on pięknie poszedł w przód. Także ja uważam, że Krzysztof całe życie z nami grał" - wyjaśnił Marian Lichtman.
RadioZET.pl/AS