Olga Bończyk modliła się o śmierć własnej matki. „Potwornie cierpiała”
Olga Bończyk zaskoczyła fanów przerażającym wyznaniem. Aktorka wspomniała trudny okres w swoim życiu i zdradziła, jak wyglądało jej pożegnanie z mamą, która walczyła z nowotworem. Gwiazda nie mogła patrzeć na jej cierpienie i modliła się o jej śmierć.
Olga Bończyk w przerażającym wyznaniu. Jej mama była poważnie chora
Olga Bończyk to znana aktorka, która zyskała popularność dzięki rolom w takich produkcjach jak „Na dobre i na złe” czy „Barwy szczęścia”. W późniejszych latach pojawiła się także w „Na Wspólnej”, „Leśniczówce” czy „Pierwszej miłości”. Gwiazda cały czas gra w teatrze, pracuje w dubbingu, nagrywa płyty, a już niedługo wystąpi w 15. edycji „Tańca z Gwiazdami”. W najnowszym wywiadzie Olga Bończyk otworzyła się na temat swojego życia prywatnego. Aktorka wspomniała trudny okres choroby jej matki i przyznała, że w najgorszym momencie modliła się o jej śmierć.
Mama Olgi Bończyk walczyła z nowotworem. „Modliłam się o jej śmierć”
Olga Bończyk była dwukrotnie zamężna. Najpierw wyszła za aktora Jacka Bończyka, a potem za dziennikarza Tomasza Gorazdowskiego. Świadomie nie zdecydowała się na dzieci. Niewiele osób wie, że jej brat Mirosław Bocek, jest koncertmistrzem w orkiestrze. Oboje jej rodzice są głusi, dlatego aktorka zna język migowy. W najnowszej rozmowie ze Światem Gwiazd Olga Bończyk opowiedziała o śmierci swojej mamy. Ostatnie lata życia kobieta spędziła na walce z nowotworem.
W szokującym wyznaniu aktorka zdradziła, że cierpienie matki sprawiło, że zaczęła modlić się o jej śmierć. - Ostatni rok jej umierania był blisko mnie i ja się z tą śmiercią totalnie oswoiłam. Każdego dnia wiedziałam, że to nastąpi, oswajałam się z tą śmiercią. I pamiętam, że przez długi czas, wtedy nie potrafiłam sobie tego wybaczyć, teraz już mam to przepracowane, ale bardzo długo nie potrafiłam pogodzić się z tym, że kiedy mama umierała i była na tej morfinie i tak potwornie cierpiała, ja naprawdę modliłam się o jej śmierć… - wyznała.
Wcześniej Olga Bończyk przyznała, że wiele osób odchodziło na jej rękach, a z czasem oswoiła się z przemijaniem. - W ogóle nie boję się śmierci. Mam przekonanie, że tam po drugiej stronie jest lepiej. Nie wiem, czy to jest przywilej, czy taki dar losu, że bardzo wielu, bardzo ważnych dla mnie ludzi odchodziło niemal na moich rękach. Grażyna Szapołowska powiedziała, że to pewien przywilej i honor od losu, że można być z kimś w tej ostatniej minucie, w ostatnim tchnieniu, które z siebie wydaje. Na początku to była moja mama, potem mój tato. Później moja przyjaciółka… i jeszcze kilka osób odchodziło na moich rękach - wspominała podczas konferencji Fundacji „Serce nie ma zmarszczek”.
Źródło: Radio ZET