Koronawirus: Antek Smykiewicz utknął w Kambodży. Wokalista nie może wrócić do Polski
Antek Smykiewicz z powodu pandemii koronawirusa utknął w Kambodży wraz z żoną. Wokalista nie może wrócić do kraju.
Pandemia koronawirusa na świecie nabiera tempa. W związku z rosnącym zagrożeniem władze większości krajów zadecydowały o zamknięciu granic, zarówno dla osób wyjeżdżających, jak i powracających do kraju. Odwołano niemal wszystkie loty międzynarodowe, w tym te do Polski. Obywatele naszego kraju mogli skorzystać z akcji #LotdoDomu, jednak ta również niebawem dobiegnie końca. Nie ze wszystkich miejsc udało się sprowadzić Polaków do domu. W trudnej sytuacji jest m.in. wokalista Antek Smykiewicz. Mężczyzna wybrał się na egzotyczne wakacje z żoną. Niestety, obecnie nie mają szans na powrót do kraju. Przebywają na wyspie Koh Rong Samloem w Kambodży w resorcie swoich przyjaciół.
- Nie mamy za bardzo opcji, żeby wrócić teraz do domu. Wszystkie ośrodki naokoło zostały pozamykane z powodu pandemii. Na wyspie praktycznie nie ma ludzi - zrelacjonował w rozmowie w "Dzień dobry TVN".
Antek Smykiewicz nie może wrócić do Polski
Wyspa jest odizolowana od reszty kraju. Zatrzymane zostały m.in. dostawy jedzenia.
- Nie ma już dostaw z lądu, jeśli chodzi o jedzenie, ale kupujemy ryby od rybaków. Robimy sobie kolacje sami. Pływamy codziennie łódką hotelową i kupujemy bezpośrednio z kutra - wyjaśnił wokalista w "DDTVN".
Antek Smykiewicz z żoną nie zdołali dotrzeć na #LotdoDomu. Starają się jednak nie tracić pozytywnego nastawienia i korzystać z pobytu na wyspie. Najbardziej martwią się o zdrowie bliskich przebywających w Polsce.
- Mamy siebie przede wszystkim - dodał muzyk.
Smykiewicz podkreśla, że kontaktuje się z ambasadą polską w Niemczech, ponieważ w samej Kambodży nie ma placówek dyplomatycznych. Sytuacja jest jednak trudna.
- Są ważniejsze destynacje, niż Kambodża, w których są ludzie do odebrania. Ja to rozumiem. Też wiem, jak jest. Nie chcę robić z siebie nie wiadomo jakiej ofiary, bo jesteśmy zaradni i sobie poradzimy. Między nami jest tak, że na początku się baliśmy, było trochę nerwowych sytuacji. Teraz mamy taki zapas żarcia, że już się nie przejmujemy tym wszystkim. Zamówiliśmy tonę ryżu i 500 kg makaronu, więc jest tak, jak w Polsce.
Antek Smykiewicz przewiduje, że najprawdopodobniej będzie musiał spędzić z żoną w Kambodży jeszcze dwa miesiące.
RadioZET.pl/PCh