Obserwuj w Google News

Dziecięcy gwiazdor został zastrzelony. Zginął z powodu psa

4 min. czytania
07.08.2024 15:11

Carl Switzer - dziecięcy aktor znany z oryginalnej wersji "Klanu urwisów", stracił życie z ręki swojego przyjaciela. Do sytuacji doszło z powodu psa.

Carl Switzer
fot. Album Online/East News

Carl Switzer był dziecięcą gwiazdą Złotej Ery Hollywood

W 1959 roku w wieku zaledwie 31 lat zginął Carl Switzer. Dla większej opinii publicznej był lepiej znany z imienia Alfalfa - postaci, w którą wielokrotnie się wcielał w serii klasycznych krótkometrażowych filmów komediowych "Klan urwisów". Po kilku latach rozwijającej się kariery aktorskiej Switzer poszedł inną drogą zawodową. Skupił się na hodowli psów, co finalnie miało związek z jego tragiczną śmiercią.

Aktor urodził się 7 sierpnia 1927 roku w Paris w stanie Illinois, jako najmłodsze z czwórki dzieci Gladys Carrie Shanks i George'a Fredericka Switzera. Wkrótce wraz z bratem Haroldem stali się lokalnymi dziecięcymi gwiazdami. Posiadali ogromny talent musicalowy, co było doceniane przez okolicznych mieszkańców. Nie tylko śpiewali i tańczyli, ale umieli też grać na kilku instrumentach muzycznych.

W 1934 roku Switzerowie pojechali do Kalifornii, by odwiedzić rodzinę. Podczas wycieczki rodzina zwiedziła studio filmowe Hal Roach Studios, gdzie Carl i jego brat wykorzystali stojącą w otwartej dla turystów kafeterii scenę, by dać spontaniczny popis swojego talentu. Występ widział producent Hal Roach, który był pod wrażeniem i od razu zaangażował braci do obsady "Gangu urwisów". To właśnie w tym momencie Switzer zdobył pseudonim Alfalfa.

Wkrótce rozpoczęła się ich kariera filmowa. Wystąpili w niezliczonych filmach z serii "Gang urwisów", ale grali również w innych produkcjach, takich jak "Komedia ludzka", "Idąc moją drogą", "To wspaniałe życie", czy "Dom nad rzeką". Switzer zagrał w ponad 130 tytułach i w latach 30. oraz 40. był jedną z dziecięcych gwiazd Hollywood, przeganiając popularnością początkowego czarnego konia "Gangu urwisów" - Tommy'ego Bonda, który wcielał się w Butcha.

Redakcja poleca

Śmierć Carla Switzera. Nieporozumienie, które skończyło się tragedią

W wieku 12 lat Switzer zakończył swoją przygodę z "Gangiem urwisów" i zaczął występować w innych tytułach. Jego kariera trwała, ale nie był już tak popularny jak przed laty. Prawdopodobnie wiedział, że aktorstwo to jedynie chwilowe zajęcie, chociaż zagrał w kilku filmach miesiące przed swoją niespodziewaną śmiercią. Poza występowaniem w hollywoodzkich produkcjach zajął się hodowlą psów myśliwskich, a także został przewodnikiem podczas wypraw łowieckich.

W 1959 roku podjął się szkolenia psa rasy Treeing Walker Coonhound dla swojego przyjaciela i partnera biznesowego Mosesa Samuela "Buda" Stiltza. Podczas jednego z treningów zwierzę uciekło w pogoni za niedźwiedziem. Kiedy Stiltz dowiedział się o zdarzeniu, nie był zadowolony. Zażądał od mającego wówczas kłopoty finansowe Switzera, by znalazł jego psa, albo oddał mu równowartość kwoty, jaką warte było zwierzę. Dziecięcy gwiazdor nie był w stanie spłacić długu. Wpadł więc na pewien pomysł.

Postanowił dać ogłoszenia do lokalnych gazet i rozwiesić ulotki dotyczące zaginionego psa. Obiecał nagrodę za dostarczenie mu zwierzaka całego i żywego. Wkrótce pies się odnalazł i został przywieziony do baru, w którym Switzer wówczas pracował. Znalazca został nagrodzony 35 dolarami w gotówce i 15 dolarami w napojach wyskokowych. Strata 50 dolarów zdenerwowała Switzera i kilka dni później, po rozmowie ze swoim przyjacielem Jackiem Piottem, doszedł do wniosku, że upomni się u Stiltza, o zwrot pieniędzy za nagrodę.

21 stycznia 1959 roku Switzer i Piott odwiedzili Stiltza w jego domu i domagali się 50 dolarów. Istnieje kilka wersji wydarzeń z tamtego dnia. W każdej wspomniano jednak, że kłótnia przerodziła się w rękoczyny. Stiltz został uderzony w głowę szklanym zegarem. Po tym zdarzeniu udał się do jednego z pokoi, by wrócić z rewolwerem. Wywiązała się szarpanina ze Switzerem, którą przerwał wystrzał pistoletu. Kula cudem nie zabiła Toma Corrigana - 14-letniego pasierba Stiltza.

Zobacz także

Różne wersje śmierci Carla Switzera. Jak zginął pocieszny Alfalfa?

Według zeznań Stiltza cała sytuacja od początku miała charakter samoobrony. Switzer miał bowiem walić we frontowe drzwi jego domu i domagać się krzykiem pieniędzy, grożąc, że wedrze się do środka siłą. Groźba przerodziła się w szamotaninę, w wyniku której jeden z napastników uderzył Stiltza zegarem w głowę. Mężczyzna wyciągnął pistolet, który przypadkowo wystrzelił niemal zabijając Corrigana. Wówczas Switzer miał zagrozić Stiltzowi nożem, mówiąc, że go zabije. Z tego powodu gospodarz domu wystrzelił z rewolweru w pachwinę napastnika, co doprowadziło do poważnych obrażeń wewnętrznych, w tym uszkodzenia tętnicy, a w finale do śmierci.

Co ciekawe, zeznania Corrigana wyglądają nieco inaczej. Podczas przesłuchania powiedział, że jego ojczym strzelił do Switzera, kiedy on wraz z Piottem wychodzili z ich domu. Miało się to stać po przypadkowym strzale, który prawie trafił Corrigana. Wówczas Stiltz wyrzucił mężczyzn z domu. Gdy kierowali się do drzwi, oddał strzał w kierunku Switzera. Podczas rozprawy Stiltz zeznawał na swoją korzyść i jego zeznania uznano za prawdziwe, pomimo dowodów fizycznych, które im przeczyły i wcześniejszemu skazaniu za krzywoprzysięstwo.

Sąd uznał, że do strzelaniny doszło w ramach samoobrony. W czasie śledztwa rzeczywiście znaleziono nóż, który okazał się scyzorykiem. Znajdował się pod ciałem Switzera. Po 42 latach od śmierci dziecięcego aktora Corrigan podtrzymywał swoją wersję wydarzeń, twierdząc, że Switzer został zamordowany. Po pierwszym wystrzale został raniony odłamkiem. Jego siostry poszły do sąsiada, by wezwać pomoc, a on sam wyszedł z domu drzwiami wejściowymi. Nagle usłyszał strzał. Kiedy się obrócił, zobaczył Switzera osuwającego się po ścianie z zaskoczeniem na twarzy. Wtedy dostrzegł scyzoryk u boku zabitego mężczyzny. Następnie Stiltz miał pchnąć Poitta na blat kuchenny, grożąc mu, że go zabije. Według pasierba Poitt błagał o życie i zdaniem Corrigana jedynym, co ocaliło mężczyznę przed śmiercią, były syreny policyjne, które stawały się coraz głośniejsze. Mimo tego, że zgodził się zeznawać przed sądem, nie został wezwany na salę rozpraw. Moses Stiltz zmarł w 1983 roku w wieku 62 lat, zabierając prawdę na temat całej sprawy do grobu.

Źródło: Radio ZET

Nie przegap